Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

niedziela, 13 czerwca 2010

Sprostowanie.

Fikcja literacka ma krótkie nogi.
Szczególnie wobec dociekliwości niektórych remonciarzy...
To prawda, Gruby Max nie jest łomem. Jest przecinakiem.
Jednak czyż przecinak nie powinien nosić raczej miana Kuby Rozpruwacza (w wersji angolskiej: JACK THE RIPPER)? Powinien!
Dlatego też Max pieszczotliwie nazywany jest przez połowę z nas łomem (i jako tenże wykorzystywany). I to wcale nie przez tę połowę, która na mocy seksizmu pierwsza przychodzi ludziom do głowy!

6 komentarzy:

  1. Eh, ledwo się człowiek wychyli i w try miga obedrą z niego pieczołowicie budowaną latami maskę. A tak mi wygodnie było w skórze kryptoseksisty.... Dobre i to, że teraz chociaż połowę worków z gruzem wyniesie z trzeciego piętra żona, zadowolona z wyswobodzenia się z moich szowinistycznych okowów ;)
    Ale wciąż widzę u Ciebie jakieś odchylenie łomowo/dźwigniowe (pozwolę tu sobie circa połowie ludzkości nieskażonej testosteronem uprzejmie wyjaśniać, że łom działa na zasadzie dźwigni). Otóż "jack" to w angielskim dźwignia/lewarek, a stąd przecież już tylko krok do łoma.
    Ha! I tu cię mam bratku... Oj! Przepraszam - to ta przeklęta, seksistowska spuścizna językowa - powinno być 'Tu cię mam siostrzyczko'. Niniejszym demaskuję Cię jako kryptołomiarkę!

    pozdrawiam
    Niektóry remążciarz z kamienicy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niektóry Niemalże Kamieniczniku!

    Uderz w stół...?!
    ;)

    P.s.W sprawie gruzu.

    Dobrze lata przez okno! Nawet, jeśli rzuca nim żona.

    A jakie interesujące reakcje wzbudzałby taki obraz w ludności przechadzającej się pod waszymi przyszłymi oknami!

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi się jego imię bardzo spodobało;]

    OdpowiedzUsuń
  4. W kwestii nazewnictwa - jak by to cudo nie wygladało to JEST TO MAJZEL ! Lata temu tak to się nazywało - nie było takie ładne i z rączką ochronną, nie mniej jednak, to zawsze BYŁ MAJZEL :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Trafilam dzis na Waszego bloga i czytam zapamietale posty archiwalne... Realizujecie marzenie mojego zycia, wiec napewno do Was jeszcze zajrze... Tymczasem - czytam, czytam i pozdrawiam, K.

    OdpowiedzUsuń
  6. Uderz w stół.... Nie wszystkie problemy należy rozwiązywać siłą. Po takim uderzeniu to i politura może odprysnąć a nawet wnętrze się ujawnić! A nie osłonięte ochronną warstwą, może na różne czynniki agresywne być naraŻONYm;)

    PS. Dzięki za podpowiedź w sprawie gruzu. Próbowałem dzisiaj, ale mimo że doprawiłem mu solidne skrzydła, to worek z gruzem nie wydawał się być w nastroju do dalekich lotów i bardzo słabo nimi machał. Możliwe, że trafiłem na jakiś szalenie leniwy egzemplarz. Tak samo jak Ci ludzie, co niby to mieli się przechadzać pod oknami. Od kiedy gruzoworek poleciał w swój dziewiczy lot, to już tylko leżą na chodniku i chyba podziwiają naszą kamienicę, bo oczy u nich jakieś takie wytrzeszczone...
    Ten którego imię się spodobało ;)

    OdpowiedzUsuń