Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

poniedziałek, 30 czerwca 2014

No to... nie lejemy.

Mieliśmy dzisiaj lać. To znaczy nie my, tylko tak się mówi. Ale nie lejemy, tylko pompujemy.
Wodę z wykopów pompujemy, oczywiście nie swoimi rękoma, tylko mentalnie, siedząc w pracy.
Jutro przyjdzie czas na niwelator.
Następnie na chudy beton.
Później będą szalunki i pierwsza noc w nowym miejscu (czyli nocne pilnowanie zbrojenia - zapraszamy wszystkich chętnych na uczestniczenie w tym wiekopomnym wydarzeniu).
A w sobotę wielką betoniarą przyjedzie ogromna masa betonu i chlup.

Póki co - otworzyła nam się oś widokowa na Karkonosze.
Oczywiście i wyłącznie ze względów praktyczno-technicznych, a jakże!




Poza tym wygraliśmy ziemię. Uniwersalną!
(Na weselu brata. Przy pomocy lata całe niewidzianego J., który oddał nam swój udział w zdobyczy.)
Jak widać - wiedzie nam się doskonale! :)
























piątek, 20 czerwca 2014

Rzecz o tym, po co komu wyobraźnia na budowie.

Koncentrujemy się na konkretach.

(Ściślej rzecz ujmując, W., wykonawca ♥, się koncentruje, relacjonuje nam to telefonicznie, osobiście oraz przesyła fotografie z placu boju, podczas gdy my usiłujemy uciułać jakieś gorsze, tudzież eurocenty, na ciąg dalszy tej przygody.)

Koparki. Kamloty. Same duże rzeczy, same poważne prace.

Dobrze, że podejście zdołaliśmy sobie wypracować nieco mniej poważne, gdyż duża część środków zgromadzonych na remont poszła wgłąb. Czyli w ziemię. I normalnie pewnie mogłoby nas to jakby zmartwić, ale.



Co rusz ta finansożerna ziemia funduje nam nowe atrakcje.
Tu źródełko, tam kamyczek, albo jakaś inna drobna skałka, której nie da się ani obejść, ani przeskoczyć, występująca precyzyjnie w miejscu przyszłego fundamentu pod atrapę stodoły.

No cóż. Z okazji występujących postępów umeblowaliśmy już jeden pokój gościnny, wybraliśmy obudowę kominka i sposób ułożenia cegieł na posadzce w naszym prywatnym salonie.
Na tyle (póki co) starczyło nam wyobraźni.

czwartek, 12 czerwca 2014

Duże Dziury, albo Dziury przez duże "D".

Mamy je. Dziury. Duże Dziury.
(Co prawda wszędzie podchodzi i przelewa się woda, ale nie taki diabeł straszny - wszak wszystko da się zrobić, tak deklaruje W., wykonawca i jest w tym bardzo przekonujący.).

Więc - mamy je. Dziury. Jeszcze nie wszystkie, ale całkiem niemało. I wreszcie trafiło do naszej świadomości, kiedy tak gapiliśmy się w te powstające wykopy, jaką landarę sobie fundujemy.

Regularność wykopu (czyli - "o popatrz, prawie mamy dom") sprawiła, że zaczęliśmy wizualizować sobie parapetówkę.



P.s.A teraz - przyznać się - kto nas szukał w pracy?

środa, 11 czerwca 2014

Fundamenty.

Wczorajszy dzień miał dwóch bohaterów.

D, architekt ♥
W., wykonawca ♥


Obecnie zajmują nas myśli o wykopie pod fundamenty, który się robi oraz na skraju którego stoi stara lipa i czeka.

Liczymy na jej cierpliwość i brak opadów i porywistych wiatrów.




Mamy też antybohatera.
Pozdrawiamy energetykę, czyli firmę T., stojącą (nie po raz pierwszy) tyłem do klienta.

I powtarzamy, dla wzmocnienia efektu:
D, architekt ♥
W., wykonawca ♥

wtorek, 10 czerwca 2014

Yes, yes, yes!

Dobra wizualizacja nie jest zła.

Za trzy godziny widzimy się z D., architektem.

Nasza radość z tego powodu jest nieposkromiona, gdyż rzeczywista sytuacja,  jak to na ogół bywa, różni się nieco od naszych wieloletnich domniemań i założeń, a lista rzeczy do ogarnięcia nagle zaczęła wykraczać daleko poza to kuchenne okno, co go nie ma.



***


Ostatnio wynurzyliśmy swoje głowy ponad wykopy i hałdy i zauważyliśmy (ponownie), że ładne miejsce sobie nas wybrało do życia.





***

Ponieważ na to dzieło nieznanego autora, tudzież przypadku,(nie nasze, ale występujące na naszym terenie, a jakże), już ktoś doniósł, w wyniku czego nie obędzie się bez mrożącej krew w żyłach wizycie w energetyce...cieszcie się z nami tym radosnym przedsięwzięciem myśli inzynieryjnej.





niedziela, 8 czerwca 2014

O trudzie. I o wizualizacji.


Geodeci wytyczyli fundamenty pod atrapę stodoły.
M., zwany niegdyś Panem X., tchnął w nas nadzieję na okno w kuchni.
(D., architekt, tak jakby nie spotkał się z nami. Czymże jednak byłaby ta opowieść bez jego w niej absencji?)
Sąsiad, ten od krów, zagadał.
Koparka posprzątała.
Woda zeszła z działki.


A Pan M., wykonawca, opowiedział nam o trudzie i wizualizacji.

Otóż - anonimowi dla nas - ludzie, którzy "tymi ręcami" budują nasz dom, musieli przebrać zasoby, które pozostały po pracach rozbiórkowych.

Nie było to ani miłe, ani łatwe.

Pan M., wykonawca, pokazał im więc projekt oraz opowiedział historyjkę tej treści:
***
Idzie sobie człowiek i widzi, że jakiś gość zbiera kamienie.
-Co robisz?- pyta.
- Zbieram kamienie.

Idzie dalej, a tu - następny człowiek zbiera kamienie.
-Co robisz? - pyta zbierającego.
-Zbieram kamienie, bo będę budował fundament.

Podczas dalszej drogi wędrujący spotyka kolejnego zbierającego kamienie.
Znów pada pytanie:
-Co robisz?
-Buduję katedrę!
***


Dobre, nie? :)



wtorek, 3 czerwca 2014

Sen o równinie.

Mieliśmy sen. Dokładnie połowa z nas go miała, a druga - zapoznała się z treścią o poranku.
Był to sen o uładzonych pagórkach, których, jak w wierszu, jest chyba ze czterdzieści. O ich zniknięciu czyli. O tym, że już ich nie ma. Nareszcie.

Ale są.

Poza tym w kwestii budowy wrócił nam stan pewnego zobojętnienia (aka cierpliwości albo odwrotnie).
Znów jest jak na nie-budowie. Czyli ekstra. Noł stres i te bajery. Wczasy. Wieczne wczasy.