Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

wtorek, 26 października 2010

poniedziałek, 25 października 2010

W górach leży już śnieg...

a w Kłopotnicy ktoś rozrzucił jedną cegłę (pochodzącą z nieustającej rozbiórki naszej hacjendy) na naszej łące, zarywszy się w niej uprzednio jakimś pojazdem mechanicznym. W łące zarywszy.

O losie!

Pojechaliśmy po tablicę TEREN PRYWATNY WSTĘP WZBRONIONY, po ujrzeniu jej ceny uznaliśmy, że będzie najbardziej wartościowym przedmiotem na naszej posesji, zerknęliśmy więc ku tablicy TEREN BUDOWY WSTĘP WZBRONIONY, ale naszła nas refleksja o listonoszu...i wróciliśmy z niczym.

czwartek, 21 października 2010

Za granicę nie wysyłamy...

Z ostatniej chwili.
Dzwoni do nas Urząd Skarbowy z Poznania, z wiadomością, że...za granicę nie wyślą przekazu.

Ech, prowincja!

Mirsk w detalu, czyli dobrze być na swoim.

...a jak nam się odechciewa pracy, to zamykamy za sobą drzwi do naszego widoku z okna i szwendamy się tu i tam.









wtorek, 19 października 2010

Włamanie nr 4.

Jedzie sobie człowiek spokojnie do hurtowni jednej i drugiej, mijając po drodze do wielkiego miasta swój przyszły dom i co widzi? Nie ma furtki! Dziwi się trochę, ale musi załatwić księgowych, policzyć się z hurtownikami i zrobić skok na pocztę, więc postanawia, że zatrzyma się w drodze powrotnej.

No i co? Czaimy się na tym naszym pastwisku, podchodzimy bliżej i jest! Jest ... furtka.

Leży horyzontalnie u naszych stóp wyjęta z zawiasów.

Poza tym nie dzieje się nic.

Można by pomyśleć, że to dzięki odezwie do rzezimieszków, ale jeszcze jej nie wyprodukowaliśmy.

P.s.Żeby wszystko było jasne - ta furtka zamknięta jest na drut, zarzucany na nią i płot jednocześnie. Wystawianie jej z zawiasów ... no cóż. Chyba na wielokropku poprzestaniemy... .

niedziela, 17 października 2010

Może to nie jest górski grzbiet...

ale da się na to zerkać z przyjemnością wiele, wiele razy.
Nawet, jeśli czeka nas to przez kilka... a może nawet wiele lat.



P.s.Nie napisaliśmy jeszcze o Pani i Panu D., którzy opuścili ten widok dla Wrocławia.
Szczerzy, uczciwi, sympatyczni, nadzwyczajni.
Normalnie cieszymy się, że wpadną za dobrych kilka dni po resztę swoich rzeczy i będziemy mogli ich znowu spotkać:)

piątek, 8 października 2010

Odezwa do rzezimieszków.

Dystans zmniejszony nie oznacza wcale braku włamań. Odnotowaliśmy kilka dni temu kolejne.
W sumie, poza pewnym niesmakiem, wynikającym z faktu że ktoś obcy buszuje po, bądź co bądź, naszym domu, machnęlibyśmy na to ręką. Ale horda rzezimieszków zaczaiła się na naszą kłusowniczą machinę do czesania jagód, której oczywiście nie mieliśmy zamiaru używać, a jedynie napawać się jej przemyślaną podstępnością i piętnem iście archeologicznego odkrycia, które na sobie nosi...

Cierpienie nasze jest niepomierne. Nawet fakt, że już prawie trzy miesiące czekamy na warunki zabudowy, nie przyćmiewa tego nieszczęścia.


Postanowiliśmy! Wywiesimy na drzwiach odezwę do narodu, informująca uprzejmie, że TAM NA PRAWDĘ NIC NIE MA, a jak ktoś coś chce, to niech sobie do nas zadzwoni, to mu normalnie otworzymy, i niechaj się zaopatruje w te kożuchy, których jeszcze nie zdołaliśmy wywieźć.

Pomysł z pozoru może wydać się głupi. Ale cóż począć, kiedy szkodliwość społeczna czynu niska (poniżej 200 złotych polskich) i policja nic by tu nie zaradziła.

Tymczasem, abstrahując od kroniki kryminalnej, zdołaliśmy oprowadzić po włościach Szefa, oraz Ciocię K. i Wujka M., którzy dowieźli nam stertę naszych przedmiotów, zamieszkujących dotychczas wiele piwnic i garaży.

Zdążyliśmy też na dobre zabujać się w Mirsku, w tej górze, co to ją widać, jak się wraca z poczty ulicą Betleja, w tych wieżach górujących nad miastem, kiedy się ciągnie ku niemu z Kłopotnicy, w tych secesyjnych okuciach płotków i szachulcowych willach i w widoku z naszego okna (który z pewnością trafi na bloga, kiedy tylko dostąpimy zaszczytu podłączenia do jakiejś sprawnie działającej Sieci). Jednym słowem - wpadliśmy po uszy.

Na zakończenie - smaczek urzędowy. To, że wypełniłeś NIP-3 na okoliczność przeprowadzki i zmiany Naczelnika Urzędu Skarbowego nie oznacza, że nie będziesz musiał jechać do poprzedniego właściwego urzędu, w celu uzupełnienia brakującego podpisu. Bo do końca roku to oni zajmują się naszą sprawą. No bardzo śmieszne! Na szczęście akurat wybieramy się w rodzinne strony w innych celach...