Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

wtorek, 28 czerwca 2011

Koniec pory deszczowej.

Może uda się wreszcie unicestwić bardzo już niewdzięczną stertę nadgniłego siana.

Choć pora deszczowa niczego sobie, można by nawet stwierdzić wprost, że ładna...







A w środku pory deszczowej wizyta.



Miała być ogniskowo-konsumpcyjna, pobrodziliśmy jednak trochę w potokach rosy i udaliśmy się ku przytulnej i suchej wielkiej płycie, do pobliskiego miasteczka.


W ciągu tego telegraficznego skrótu wypada także odnotować, że błąkające się po naszej działce słowo "służebność" musiało w końcu wywołać to, na co wskazuje - czyli pewne komplikacje (tradycyjne "jeżeli nie wiadomo o co chodzi...to nie wiadomo o co chodzi"). W zasadzie oczekiwanie na WSZYSTKO spowszedniało nam tak bardzo, że ta informacja wygenerowała jedynie pełne zrozumienia "aha" oraz falę radości, że trafiliśmy na kogoś, kto spostrzegł, że w papierach numeru 8 trzeba zrobić porządek.
Jedyne "ale" to fakt, że nie możemy się doczekać mile rokującego spotkania towarzyskiego (przekopywania działki) z Geodetami, którzy zajmują się obecnie okiełznaniem tego papierkowego bałaganu.

W zeszłym roku wydawało nam się, że mamy ogromne szczęście do ludzi.
Nie wiedzieliśmy, że można mieć jeszcze większe!

czwartek, 23 czerwca 2011

Wątpliwa bystrość umysłu.

Od jakiegoś czasu czekamy na zakończenie swobodnego przepływu informacji między kilkoma urzędami, co doprowadzić nas ma do szczęśliwego określenia granic działki.

Niebawem pojawią się u nas geodeci, którzy mają zresztą na sumieniu remont pewnego starego domu.

A my co? A my w najlepsze przemieściliśmy ZNAK, używszy go do budowy super-ekstra designerskiej sterty kamieni.



Może wcale nie leżał tam, gdzie był powinien?
Może leżał na granicy działki budowlanej i pastwiska,
które wyniku fuzji wyewoluowały w obszar nr 20/5,
a co za tym idzie, wszystko jedno gdzie się obecnie znajduje?
A może po prostu trafił dyletant na kamień.

Zorientowaliśmy się dzisiaj. Przypadkiem. Bo na kamieniu powyżej siedział fajny robak...

środa, 22 czerwca 2011

Szczyt wszystkiego!

Prawie jak Śnieżka.


Pozamiatane.


Niestety robiąc porządek z Cuchnącą Czomolungmą zdewastowaliśmy pewnemu jegomościowi kryjówkę.


Poza tym są pierwsze plony.




Nie wszystko owocuje tak obficie. Wszystko za to - przepięknie.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Nagły atak Czesława.

Nieczęsto posługujemy się imionami, musimy jednak odnotować, że w niedzielę zawitał do nas sąsiad, Czesław, który skwitował nasz powstający murek dość jednoznacznie:
- Nie podoba mi się. Ja bym to zrobił lepiej. Tak jest źle.

Elementy ogrodzenia ulegną jeszcze przemeblowaniu. Póki co usiłujemy zgromadzić materiał w jakiejś miłej dla oka formie.
Nie zmienia to jednak naszego nieodpartego wrażenia, że brakiem akceptacji obdarzył Czesław ażur, czyli dziury, zwane także prześwitami...czyli sedno sprawy i źródło inspiracji.

Otrzymaliśmy także propozycję nie do odrzucenia, którą czym prędzej odrzuciliśmy.
Czesław uznał, że powie Zbychowi (jeszcze nie znamy), by ten skosił nam łąkę (bo przecież jak to tak, ludzie tu mieszkają, a tyle trawy!), a my wówczas ofiarujemy (na rzecz Czesława) pewną kwotę. No cóż.

niedziela, 19 czerwca 2011

O nie!

Wczoraj było jednym z tych dni (a jest ich niemało, w zasadzie inne zdarzają się sporadycznie) dla których warto było znaleźć się tu, gdzie się znajdujemy.

Mieliśmy okazję podkarmić zmysły i wiarę w powodzenie przedsięwzięcia owsianymi ciasteczkami, podziwiając postępy remontowe za miedzą.

Po południu spożyliśmy na naszej łące wykwintny posiłek w nieprzeciętnym towarzystwie, szargani podmuchami wiatru.

Oba spotkania doprowadziły nas do pewnego straceńczego wniosku.

Od początku. Jadąc do Małej Kamienicy potknęliśmy się o pastorówkę.
Kiedyś już zasugerowała nam delikatnie, że przydałby się jej mały lifting. Tym razem jednak była bardziej bezpośrednia. Zastosowała metodę na piękne oczy. Zamrugała witrażykami i roztoczyła przed nami wizję, w której udaje nam się przekonać niezliczone osoby do społecznego działania przy jej ratowaniu, w trakcie którego, w atmosferze przyjaźni i wzniosłych idei, powstaje w niej żywe muzeum tkactwa, którego tak ogromnie brakuje na tej (naszej)uświęconej przędzalniczą tradycją okolicy.

Popołudniowe spotkanie pozwoliło nam na obmyślenie kilku strategicznych planów (co sześć głów to nie jedna) przejęcia domu, co nie może być łatwe bo: właścicielka niekoniecznie chce, by ktoś dom przejął, a my nie mamy grosza przy duszy, mamy za to pewne wydatki, do których poniesienia przekonał nas swego czasu numer 8.

Ostatecznie, po przeanalizowaniu opcji tak wynaturzonych, że nie nadają się do publikacji,
przychylamy się ku odwróceniu kota ogonem.
Skoro właścicielka nie chce się wyprowadzać, a my nie chcemy się wprowadzać, a jedynie zapobiec rozpadaniu się pastorówki (czyli sprawić, by przeszła gruntowną renowację) - moglibyśmy zaproponować układ doskonały - pani mieszka, podpisuje z nami umowę na coś w rodzaju odwróconej hipoteki, dając nam jednocześnie prawo do prowadzenia remontu.


W każdym razie zostaliśmy ponownie złowieni.
I co my mamy teraz zrobić?
Albo inaczej - jak mamy to zrobić?



sobota, 18 czerwca 2011

Całkiem spore drobiazgi.

Okazało się, że jabłonki owocują co dwa lata:



A już myśleliśmy, że zeszłoroczny plon ktoś sobie przygarnął. Wcale nie chcemy tak myśleć, pewne okoliczności jednak utrudniają nam odrzucanie podobnych wrażeń.

Poza tym nieustająco walczymy z tym:



Ponieważ codziennie pada, puszczenie z dymem tej Czomolungmy jest trudne.

Zaprzyjaźniliśmy się z kosą spalinową. Machanie tą tradycyjną, choć przyjemne i dostępne dla nas obojga, sprawiało, że musieliśmy ograniczać się tylko do koszenia.



Powyższy stan osiągnęliśmy po czterech godzinach błąkania się z nowoczesnym narzędziem ogrodowej zbrodni.

Dlaczego nie ma gumofilców dla kobiet i kos spalinowych dla półtorametrowych ludzi?
Czyżby patriarchalny spisek?

piątek, 17 czerwca 2011

środa, 15 czerwca 2011

Oswajamy się.

Wprawna ręką sporządziliśmy wizualizację.




Po wszystkim dom będzie identyczny z naturalnym, czyli taki sam, tylko inny.

niedziela, 12 czerwca 2011

Czas na czeski!

Ależ mieliśmy popołudnie!
Przyjechali do nas, czyli do Kłopotnicy, A. i U., którzy remontują pewnego staruszka.
Poza tym, że połowa z nas odkryła, że jednak umie rozmawiać po niemiecku, a druga, że rozumie po angielsku i poczuliśmy, że czas na czeski, bo nie wiadomo, co nas jeszcze może spotkać...wymieniliśmy z A. i U. najrozmaitsze refleksje na temat projektów i ich realizacji.


Człowiek widzi dom i ten dom mówi mu "jesteś mój", oczywiście robi to podprogowo, tak, by jego przyszły opiekun sądził, że podjął niezawisłą decyzję.
No i z dnia na dzień człowiek ma działkę, dom i okoliczności przyrody (tudzież architektury) oraz twarde przekonanie "nie oddam żadnej drzazgi z tego domu na pożarcie biurokracji!".
A następnego dnia zjawia się panna Rzeczywistość.
Trzeciego dnia przychodzi architekt.
Czwartego biurokracja.
Piątego zaczyna się remont.
...
I ani się obejrzysz, a w niedzielę siedzieć będziesz w wiklinowym fotelu z widokiem na WIDOK, mniej lub bardziej zadowolony z kompromisu, który powstał na styku wyobrażenia o tym, jak może wyglądać twój dom, rzeczywistości, wizji architekta, biurokracji i wszystkiego tego, co ma miejsce w trakcie "właściwych" prac remontowych.

[Czyli co? Za trzy dni kończymy:)]


Dodamy, że A. i U. również korzystają z porad architekta i to nie jakiegoś-tam, tylko zupełnie konkretnego, który w obu naszych przypadkach musi połączyć swoje zamiłowanie do nowoczesności z (także swoim, podzielanym przez nas) przekonaniem o konieczności wpisywania się stawianego* obiektu w krajobraz kulturowy.

Sądziliśmy, że po tym spotkaniu nasz pogląd na współpracę z biurem D., stanie się wyważony i klarowny. Ziściło się - cieszymy się(nieustająco) z pani G., zajmującej się naszym domem i umieszczającej na projekcie wszystkie te drobne rzeczy, o które prosimy, domyślając się, że nie mają one jakiegoś doniosłego wpływu na konstrukcję. Rozumiemy pewne trudności na linii...no właśnie, "na linii". I jeszcze bardziej podoba nam się nasza własna decyzja wedle której nowy numer 8 ma nawiązywać do tego który powolutku, cegła po cegle, będzie malał...aż zostaną cztery ściany, na bazie których powstanie nowy-stary budynek.

Ostatecznie chyba każdy z mieszkańców dodawał do naszego domu coś od siebie.
Jakby nie patrzeć - wpiszemy się więc w tradycję;)



*Spójrzmy prawdzie w oczy.


P.s. Powoli wschodzą ceglaste lilie.



Za rok, może dwa, cieszyć się będziemy piwoniami, kosaćcami i malwami.
Przekonujemy się też do ogrodzenia z kamienia. Taniej oraz, nazywając rzecz po imieniu, nie zgnije. Praktyczne rozwiązania to jest to, co lubimy najbardziej.


Zastanawialiśmy się już nie raz nad kamiennym ogrodzeniem, ale wydawało nam się zbyt dominujące przy - w końcu nie tak wielkim - domu. Przy okazji niezbyt szczęśliwego zbiegu okoliczności który zawiódł nas do Katowic (a może to było w Poznaniu?), zabłąkaliśmy się do Ikei, i szczęśliwie trafiliśmy na jakiś reklamowy druk, w którym objawiło nam się TO.



Lekkie i potężne. Ach!

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Byliśmy

w biurze D., architekta. Poznaliśmy panią G., która ma ogarnąć numer 8.
Zapytaliśmy się także o kilka nurtujących nas spraw.
Czy rów, którego nie ma, a który jednak jest, ma jakieś znaczenie? (Nie ma.)
Czy strop chlewu zostaje? (Nie zostaje. Jest za nisko - czyli prawo budowlane mówi mu - żegnaj.)
Po co nam druga studnia, skoro mamy jedną taką ładną? (Bo ta druga pozostanie jedyną.)
Czy możemy zostawić to okienko w przyszłej kuchni takim, jakie jest? (Możemy!)



I było bardzo miło. Oraz konkretnie.

Dodatkowo zaserwowano nam kilka zdjęć po tytułem "Jak numer 8 będzie wyglądał w trakcie"...czy może raczej jak NIE BĘDZIE WYGLĄDAŁ.

Nie będzie wyglądał mniej więcej tak, jak ten, którego przebudowę zaprojektowała ekipa D., a do którego udaliśmy się w poszukiwaniu namiaru na fachmanów od odzyskiwania belek:



Pan X., pokazując nam zdjęcia z Łomnicy dodał, że może nie wygląda to zbyt budująco...ale my, doświadczeni WASZYMI DOŚWIADCZENIAMI, przyjęliśmy tę informację jako część pakietu standardowego.

Nie zdruzgotała nas nawet informacja, że ściana mu się upadła, temu domu, po zdjęciu stropów.

Poznaliśmy też błogą prawdę. Pozwolenie na budowę jest ważne 3 lata, ale... można je przedłużać i przedłużać, i przedłużać!


Jak widać z planami działkowymi żyliśmy dobę.
A teraz - do boju!

niedziela, 5 czerwca 2011

Plantacja.

Postanowiliśmy nabrać większego dystansu do planu zakończenia robót nad domem. Również ze względu na brak ich formalnego rozpoczęcia, który potrwa chyba dłużej, niż nam się wydawało.

Zabraliśmy się za przygotowanie przytulnej enklawy wśród niebudowlanego rozgardiaszu.
Na linii frontu zakwitną pewnego dnia słoneczniki.




Przed nimi wyrośnie zgrabny murek odgradzający pełen kwiatów zagon od projektowanego parkingu.

To wszystkie nasze plany związane z włościami na najbliższe nie-wiadomo-jak długo.

piątek, 3 czerwca 2011

Coś.

Wymyśliliśmy sobie takie życie, że na popularne w ex-naszych stronach wakacje mamy plus - minus trzydzieści kilometrów. Wbrew pozorom jednak w Szklarskiej spełnialiśmy pewną misję, mającą nas zbliżyć do wyremontowania numeru 8 (i nie poddaliśmy się klimatowi urlopu). Trudno powiedzieć, czy czujemy się zbliżeni. Z pewnością jednak usatysfakcjonowani.
Bo...
Wracamy sobie... aż tu nagle takie COŚ:



Podczas kadrowania zdjęcia zauważyliśmy także szyld punktu z rentami dla narciarzy:



P.s.Nasze nastroje związane z powstawaniem projektu nie nadają się do publikacji. Niewykluczone jednak, że pewnego dnia zrobimy unik i wymkniemy się jako-takiej poprawności i coraz bardziej wymuszonej przyzwoitościo-lojalności...powiemy tylko tyle, że pałaszowaliśmy dzisiaj frytki zapijając je pepsi. Na to haniebne zachowanie nie wpłynął wcale wakacyjny klimat Szklarskiej.

czwartek, 2 czerwca 2011

O jej...czyli niezbyt wierny stenogram pewnej rozmowy.


[Obrazek zaczerpnięty z gazety, autor trafnego spostrzeżenia: Mleczko]




-Dzień dobry, chciałbym rozmawiać z panią G.
-Tak, słucham?
-Pani G., pan D. poinformował nas, że teraz pani zajmuje się pracami nad domem nr 8 w Kłopotnicy. Chcielibyśmy się z Panią spotkać i porozmawiać o kilku kwestiach.
-Rzeczywiście MAM SIĘ ZAJĄĆ tym projektem. Powiem o pana telefonie panu D.

Według umowy z D., architektem, za miesiąc gotowy będzie projekt budowlany.

Chociaż zupełnie nie wiemy, ile czasu rzeczywiście zajmuje sporządzenie takiego dzieła, zaczynamy podejrzewać, że ten termin to bardzo otwarta kwestia...



Czasem gdy wydaje nam się, że w sprawie budowy nie dzieje się dokładnie nic... rzeczywiście nie dzieje się dokładnie nic.


P.s.Żeby nie było - nadal bardzo wierzymy w umiejętności i gust D. Jesteśmy święcie przekonani, że rozumie o co chodzi nam z przebudową, szczególnie, że symptomy zrozumienia naszego poglądu na sprawę ujawnia sporządzona przezeń koncepcja.