Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

sobota, 27 lutego 2010

Operacja gnijący ziemniak.

Nie jest źle, odralniać nie trzeba. To znaczy, starostwo uważa, że trzeba, ale gmina wprost przeciwnie.

W nocy z piątku na sobotę ruszamy na południe. Jesteśmy umówieni z architektem. Z geodetą-kartografem. I z kontenerem, który zapełnimy futrami, meblami, butami i przetworami i stertą gnijących ziemniaków.



Tu będzie kotłownia, albo hydrofornia, albo spiżarnia...nam też trudno w to uwierzyć;)

wtorek, 23 lutego 2010

Oo...

Remont sprawia niespodzianki. To oczywiste prawo natury budowlanej.
Ale żeby tak w ciągu dwóch dni dowiedzieć się, że będzie się miało do czynienia z architektem, starostwem, gminą, energetyką, odrolnieniem i nadzorem budowlanym?

P.s.Udało nam się ogarnąć wywóz śmieci. Kontener z Krobicy utkwi na naszej działce na weekend. Wywóz tony smalcu, butów, przetworów, kożuchów, lodówek i naszej ulubionej kategorii śmieci, czyli "paździochów" to jedyne 230 złotych. O reszcie kosztów, choć to interesujące,strach pisać.

poniedziałek, 22 lutego 2010

Wysyłamy kolejne mejle. Mamy dwie odpowiedzi. Kosztorys się pod nimi ugina, ale chyba jakoś to zniesie. Napisali ludzie od kominków i Człowiek od projektu zabudowy poddasza. Z tym drugim jest poważny problem - wygląda na świetnego fachowca, jest konkretny i można się z nim dogadać. Ma wizję i misję chyba też. Nie da się ukryć, zostaliśmy jego fanclubem. Tylko on jeszcze o tym nie wie... i nasz kosztorys też nie. Nie myśleliśmy o projekcie. Napisaliśmy do kilku architektów ot tak, żeby się zorientować, czy może nie warto kogoś takiego zatrudnić. Powoli zaczyna wychodzić jednak na jaw, że adaptacja strychu to prawie budowa, więc bez projektu byłoby krucho. Formalnie krucho. Do przeprowadzenia prac na poddaszu potrzeba na dzień dobry kilku dokumencików:
-wypisu i wyrysu z miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego,
-technicznych warunków przyłączenia do sieci,
-mapy do celów projektowych,
-odrolnienia części gruntu, na której stoi budynek,
a na kolejne dzień dobry paru skromnych opracowanek:
-inwentaryzacji architektoniczno-budowlanej całego budynku,
-ekspertyza konstrukcyjnej o stanie budynku i jego elementów,
-koncepcji architektonicznej,
-projektu budowlanego.


Robi się to mało zabawne, zważywszy na fakt, że Kłopotnica podlega pod starostwo powiatowe w Lwówku Śląskim, energetykę w Lubaniu i urząd gminy w Mirsku.



Czerwony punkcik oznacza Kłopotnicę:)

sobota, 20 lutego 2010

Wzięliśmy się w garść.

Zaczęliśmy szukać fachowców. I kupiliśmy kolejnego "Muratora".
W kwestii fachowców wystosowaliśmy dwa mejle. Do Błażeja, którego koledzy chcą dokonać prac rozbiórkowych i do firmy "Remont" z Jeleniej, która pragnie podejmować wyzwania nietuzinkowe. Tym drugim zaproponowaliśmy wzięcie odpowiedzialności za
-położenie instalacji c.o. wraz z montażem pieca na ekogroszek,
-instalację ogrzewania kominkowego w części domu,
-wykonanie instalacji wodno-kanalizacyjnej (włączając w to likwidację
starego szamba i instalację nowego oraz doprowadzenie do ładu istniejącej
już studni),
-założenie instalacji elektrycznej,
-zrobienie od podstaw podłóg na gruncie,
-wykonanie drenażu wokół domu.

Teraz...czekamy.

Wczorajsza przemiła rozmowa (podczas wizyty dawno nie widzianych Marty i Piotrka) uzmysłowiła nam, że warto zastanowić się nad psim rezydentem obejścia. Uzyskaliśmy też wsazówki dotyczące problemu eksmisji licznych dewocjonaliów znalezionych na terenie domu. Okazało się, że trzeba je zanieść do księdza. No cóż - najciemniej jest pod latarnią...

sobota, 13 lutego 2010

Przegadaliśmy pół nocy...

...a dokładniej dwie godziny. I padliśmy ze zmęczenia od natłoku myśli dotyczących likwidowania szamba i skuwania podłóg.
Zaczyna docierać do nas, że mamy mizerny budżet. Idziemy więc na pierwsze ustępstwo-szambo zamiast oczyszczalni. Z resztą, na pewno poziom wód gruntowych okazałby się niekorzystny dla istnienia oczyszczalni. Poza tym skoro za kilka lat mają pojawić się we wsi wodociągi, to może i ścieki. Poza tym, oczyszczalnia plus kopana studnia równa się wieeelkie zamieszanie i kilometry rur. Może uda się więc zachować studnię tam, gdzie jest teraz. Jeśli nie, to pieniądze zaoszczędzone na porzuceniu idei oczyszczalni przydadzą się na wiercenie nowego źródła wody.
Tak na marginesie, obecnie istniejące szabmo nijak się ma do przepisów. Powinno być 2 m od drogi i 2 m od granicy sąsiedniej działki i to kryterium jest zachowane. Jednak od okien budynku oddalone specjalnie nie jest (a powinno być o 5 m),a odległość szamba od studni (powinno być 15 m) też pozostawia wiele do życzenia...




P.s.Niech ta zima się wreszcie skończy. Remont polegający na przeglądaniu "Muratorów" i innych "Ładnych domów" zaczyna być frustrujący.

niedziela, 7 lutego 2010

Trudnow to uwierzyć...

ale mamy kupca!
W środę podpisujemy umowę przedwstępną i czekamy aż nabywcy dostaną kredyt. Hura! Czas zacząć poszukiwać wykonawców szamb, oczyszczalni, ogrzewań i innych elektryk...o reeety...

czwartek, 4 lutego 2010

Pozyskujemy środki

To wszystko prawda! Wystarczy dodać jedno ogłoszenie o sprzedaży mieszkania, a telefony się urywają. Telefony od pośredników, rzecz jasna. Niektórzy wabią na posiadaniem zainteresowanego klienta, inni z kolei na kamerę panoramiczną (nie ma to jak filmować 47-metrową kanciapkę kamerą panoramiczną...cokolwiek to jest).
Wczoraj tkwiliśmy więc po uszy w procederze liftingowania lokalu, bo już dziś ktoś ma przyjść na rekonesans. Jest ciężko. Lokatorki zostawiły nam kilka wyzwań z kategorii przypalone, dziurawe, brudne, do wymiany. Dziurawy jest parkiet... Spakowały swoje pachnidła, lakiery, pomadki, cienie, tusze, szpilki, sztuczne rzęsy, zostawiły ślady tego wszystkiego wszędzie, oświadczyły, że przecież nie wzięliśmy kaucji i o co chodzi, przecież ten brud to ślady normalnego użytkowania i udały się, najpewniej w celu kontynuowania swej imprezowej przygody, w nieznanym nam, na szczęście, kierunku:)

P.s.Trochę nam żal. Kojarzy nam się ta już-prawie-nie-nasza kwatera z pierwszymi chwilami z Okruchem. A wydawało nam się, że nie zdążyliśmy się przywiązać do tych czterdziestu siedmiu metrów. Ech.