Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

piątek, 8 marca 2013

O łamaniu noworocznych postnowień.


Nie tak dawno temu postanowiliśmy nic nie robić.
Skoro wytrzymaliśmy trzy lata w oczekiwaniu na start, możemy przecież wytrzymać kolejne dwa, na przykład. Albo cztery. A może nawet... osiem! No dobra, ośmiu to chyba jednak nie możemy, a czterech, ani choćby dwóch nie wytrzymamy z innych względów.

Te inne względy to oczywiście znaki. Moglibyśmy powiedzieć "znaki na niebie i na ziemi", ale sprawa jest konkretna i wyłącznie przyziemna.

Jak wiadomo, pewnego dnia nastąpiła odwilż. Spłynął śnieg. Ludzie zaczęli się ożywiać, odzyskali chęci do pracy...a niektórzy (albo niektóry) z nich ożywili się na tyle, że tradycyjnie włamali nam się do domu.

Znowu.

Znowu, znowu, znowu.

I zrobił jeszcze większą dziurę w naszym zabytkowym (mamy nadzieję) portalu.



Nie wiemy, czy ulotniła się wraz z nim jedna z dwóch potrzebnych nam rzeczy - może trudno to zrozumieć, ale przyjęcie na klatę kolejnego włamania jest wystarczająco mało przyjemne, by chcieć jeszcze sprawdzać, czy w jego wyniku powstały jakieś straty materialne.

Szukamy więc przytulnego sanatorium dla widocznej na powyższym zdjęciu kupy drewna i wizualizujemy sobie ciepłą, wrześniową rozbiórkę wszystkiego, choć po obejrzeniu ostatnich zdjęć pewnego domu z piaskowca rozsądny letni termin wydaje nam się nieznośnie odległy.

Z rzeczy ogromnie pozytywnych - przydarzyła nam się sytuacja nie do przecenienia.
Musieliśmy zatrudnić elektryka do wykonania instalacji w dość newralgicznym dla wszelkich naszych poczynań miejscu. Wygląda na to, że mamy już drugiego niezłego fachowca na naszej białej liście.


P.s.Musimy znaleźć dobrego kierownika budowy. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...