Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

piątek, 28 września 2012

Plan zrealizowany. Przypadkiem.

Wczoraj wleźliśmy na Wysoką. Chyba i przypadkiem. W pogoni za grzybem i ze względu na krach logistyczny, który spotkał naszą działalność g. - ponownie okazało się, że nie ma tego złego.

Zgubiliśmy też parę uroczych, uśmiechniętych, zadbanych Niemców w zadbanym samochodzie, którzy zaskoczyli nas nieco powyżej Kotliny pytaniem o Kocioł...ale nie chcieli zjechać w dół. Zasugerowaliśmy się swoim skojarzeniem z hasłem "Kotlina", czyli ruinami Kesselschloßbaude. No i zapomnieliśmy o całej, nie tak znowu małej, wsi położonej poniżej. Wpakowaliśmy rezydentów bardzo czystego samochodu w wycieczkę w górę mapy, tak jak chcieli, tylko że góra, o którą im chodziło, była raczej w dół.

Okazuje się, że w trzy lata po przedwstępnym zakupie domu nasz plan jest zrealizowany.
Mamy wspólną pracę, górskie wycieczki na wyciągnięcie ręki i o wiele, wiele więcej, niż planowaliśmy.
Nie mamy tylko wyremontowanej chaty - ale przecież to był tylko środek do celu.
(Mamy też moralniaka - choć wycieczka w nieznane mogła się Niemcom spodobać.)

P.s. Dokumentacji fotograficznej z domniemanej Wysokiej brak - zawsze, kiedy aparat zostaje w domu, omijają go najfantastyczniejsze widoki.

poniedziałek, 24 września 2012

Sukces. Czyli 3xTAK.

Oczywiście nie chodzi o to, że strażak wypowiedział się na temat projektu, architekt ponownie złożył projekt do Wydziału AiB, a wydział wydał pozwolenie na budowę. W tej sprawie, nadal, sadzimy kwiatki i kosimy działkę, skwapliwie realizując porady zawarte w telewizyjnych poradnikach ogrodniczych.

Otóż udało nam się namówić Okrucha na wyprawy wysokogórskie (400 i 785 m n.p.m.).

Konsekwencją osiągnięcia sukcesu, wyczekiwanego cierpliwie od momentu, w którym dziecię porzuciło wózek i chustę na rzecz ulubionego, gwałtownego, niczym nieposkromionego biegu w kierunku raczej przeciwnym do wskazówek rodziców, było zdobycie (prawie, ale następnym razem nam się uda) Tłoczyny oraz znalezienie miejsca rzekomego występowania grzybów jadalnych, które okazało się mało rzekome.



Po drodze do realizacji  trzech wymienionych wyżej celów spotkaliśmy maszynkę do czesania jagód wraz z jej operatorem.No cóż.

A w poniedziałkowy ranek, kiedy niektórzy musieli jechać do pracy, pozostali, którzy nie mogli, bo siedzą z chorym, jak przystało na świeżo upieczonego przedszkolaka, dzieckiem w domu, udali się z tymże na Wyrwak. Był blisko. Niedaleko od Mirska, znaczy się. Pragnienie wchłonięcia zapasów piknikowych nie pozwoliło jednak na osiągnięcie samego szczytu, ale widok został obejrzany.


Tajemnicą sukcesu jest napój wędrowców.



sobota, 15 września 2012

Rewolucje.

Wszystkie okoliczne miasteczka - tu poczta, tam spożywczy, tu znów ulica - od wczoraj tylko o tym.


Jak wtopić milion?, czyli Kuchenne Rewolucje U NAS!


niedziela, 2 września 2012

Coś.

Udaliśmy się wczoraj w celu pobrania plonów na włości.
Zachwyceni zauważyliśmy, że sałatę (niejedną) zjadło nam jakieś zwierze!


















Ach, natura!
To z pewnością słodkie sarniątko, skubiące pod czujnym okiem matki nasz (niedoszły) plon! A może raczej stadko dostojnych zajęcy, które dyskretnie zatrzymały się na posiłek. Jak cudownie, jak dziko, jak ... przaśnie?!
Zwierzę zostawiło jeszcze inny trop. Poza tym zauważyliśmy kołektkwiący na sąsiadującej z włościami łące, który nie pozwalał nam już ani sekundy dłużej wierzyć w naprędce wykombinowane, romantyczne wyjaśnienia.

Grodzimy? Grodzimy! Czymkolwiek i czym prędzej.


P.s.Okazało się, że łatanie dachu metodą poleconą nam przez M. ("tak je pozatykaj", te dachówki) nie jest aż takie trudne. Chyba, że nie ma się drabiny. (Dlatego dzieło nie zostało jeszcze ukończone.)




P.p.s. Sąsiedzi z Grudzy wprowadzili się na dobre.
Dobre jest też ciasto, które przyrządzają z zastanych u siebie śliwek.