Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

piątek, 25 lipca 2014

Teraz TO wygląda jak DOM!


No prawie, ale nam "prawie" nie robi już żadnej różnicy. Zaczynamy więc coraz konkretniej myśleć nad wystrojem wnętrz, a co sobie będziemy żałować! (Poza tym, jak się okazuje, nad niektórymi rzeczami rzeczywiście należy myśleć na etapie dziury.)

 







środa, 23 lipca 2014

Misja specjalna.

Otrzymaliśmy misję. Jakieś trzy godzinki dziennie zajmujemy się wlewaniem wody pod folię.
Gdyby nie folia, pielęgnacji betonu poświęcalibyśmy trzydzieści minut, ale efekt byłby znacznie słabszy.
Folię wymyślił kierownik, M. Jeżeli jeszcze kiedyś ktoś zada nam wysoce denerwujące pytanie: "po co wam legalna budowa?" (czemu mamy wrażenie, że nielegalna jest jakby normalna, a legalna jakby nie?), wesprzemy się w odpowiedzi cudowną instytucją kierownika budowy, która w połączeniu z uważnym, umiejącym słuchać wykonawcą dostarcza - podobno rzadkiego w przypadku budów i remontów - świętego spokoju.

Jutro szalunki mają zostać rozebrane.

Ciekawe, kiedy będziemy mogli pokazać coś poza dziurą?
Z jednej strony trochę się niecierpliwimy, z drugiej - im szybszy będzie postęp prac, tym szybciej będziemy musieli je przerwać. Z wiadomych względów.

poniedziałek, 21 lipca 2014

sobota, 19 lipca 2014

O tym, jak rzeczy się zmieniają. I jak wszystko "zostaje w rodzinie".

Rzeczy się zmieniają. Stan rzeczy. Status rzeczy? Stara szkoła w Mirsku znalazła doskonałego właściciela.W tych rękach dziewczyna się nie zmarnuje!

Oldboj natomiast dostał pozwolenie na wylanie fundamentów. Od Kierownika.
(Który jest, Kierownik znaczy się, nawiasem mówiąc, dość zajętym człowiekiem, wziął sobie wszak na kark odpowiedzialność za... starą szkołę... Taki - dobry - zbieg okoliczności. O.)

wtorek, 15 lipca 2014

Lato w wykopie.

Tegoroczne lato, mimowolnie acz chętnie, spędzamy w wykopie.
Sąsiedzi pożyczyli nam bardzo fajną pompę (dzięki PiM!). Dzięki temu możemy gapić się, jak z naszej wielkiej dziury ubywa wody.
W ogóle świat z perspektywy wykopu jest piękny - dostojna lipa, na którą już nigdy więcej nie będzie takiego widoku, zachody słońca, łany zbóż nad głową. I takie tam.





poniedziałek, 14 lipca 2014

Gdy się człowiek spieszy...

Gdy się człowiek spieszy, to później nie wiadomo o co chodzi.
Taki początek relacji mógłby zwiastować katastrofę, jednak jak zwykle się nam upiekło.
Dzisiaj znowu nie laliśmy betonu. Kierownikowi za to udało się nie odebrać zbrojenia fundamentów, które w wyniku pośpiechu i braku zastosowania zasady ograniczonego zaufania...jakby to ująć...występuje na zbyt małej powierzchni.
Innymi słowy - dom wyszedłby za mały, ups, a te piękne, przygotowane w pocie czoła i trudnych warunkach atmosferycznych szalunki i zbrojenia trzeba...



...rozebrać i przesunąć.
Na szczęście częściowo.
Na szczęście mamy czas.
Na szczęście padało i zamiast zalać to to wspaniałym i trwałym betonem B25 czy czymś w tym stylu, doczekaliśmy się kierownika, który wziął i nas uratował.

Obyło się bez awantury, co uważamy za wielki, budowlany sukces.

A wczoraj byliśmy szukać sztuki szczęścia we Lwówku.
No i znaleźliśmy. Tym razem coś z rejonów turpizmu.



Po raz pierwszy od daaawna przyuważyliśmy też wśród straganowego blichtru coś świeżego.
Nabyliśmy Oldbojowi prezent - będzie jak znalazł, gdy Numer 8 wróci już do siebie.





czwartek, 10 lipca 2014

Takie te.


Mamy takie te. Szalunki.

Mieliśmy mieć też ławy, nawet jutro, ale ciągle pada i "pada na to miejsce w środku Europy", jakby natura chciała nas ustrzec przed laniem w trakcie nieobecności kierownika.

Jesteśmy jej, tej naturze, bardzo wdzięczni za ten czyn społeczny.
Za opiekę, troskę i zapobiegliwość.
Czekamy na powrót M., kierownika (i pogody zdatnej do użytku na budowie).



Wczoraj spotkaliśmy w wiadomym miejscu podwykonawcę wykonawcy.
Zaproponował nam pewne rozwiązania. Rozwiązania bardzo odległe nam kulturowo.
Jak dobrze, że pan W., wykonawca, daleki jest od natarczywego sprzedawania nam swojej wizji w imię nienarobienia się po jej przepchnięciu. (Ostatnio nawet dostaliśmy od niego pewne zdjęcie stropu będącego zupełnie w naszym guście, wymagającego zachodu, babrania się, dokładności i poświęcenia masy czasu, o!)

niedziela, 6 lipca 2014

Rozśmieszanie planami.

Czy kogoś zdziwi, że jeszcze się nie przeprowadziliśmy?
Że na budowę nie przyjechał porotherm?
Że nie staliśmy wczoraj z rozdziawionymi paszczami patrząc, jak wielka betoniara wtacza się na nasze, nie do końca istniejące, podwórko?

No właśnie. Czasami, kiedy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pogodę.

A całe nasze szczęście w tej sytuacji polega na tym, że się nam zupełnie nie spieszy.

Jedyne pragnienie dotyczące całej akcji to przerwać ją na zimę w odpowiednim momencie.
A że z takim M., kierownikiem i takim W., wykonawcą, określenie odpowiedniego momentu jest zwyczajnie proste - w zasadzie nie możemy mieć budowlanych zmartwień.

Poza tym - spowszedniałym nam do cna - czekaniem spędziliśmy już pierwszą noc w nowym  miejscu. Były (modne ostatnio w okolicy) świetliki, nowa - nieodległa - sąsiadka M. i test odległości między pewnymi sympatyzującymi ze sobą domami (w tym jednym, który tak jakby nie istnieje) w wykonaniu pewnych zacnych rowerzystów.


























I żeby nie było - trochę betonu jednak się rozlało.
Jak widać, już niebawem po tych pięknych schodach będą wlekli swoje walizy pierwsi goście.
(Chyba, że wybiorą windę, także widoczną na pierwszym planie.)