Mamy takie te. Szalunki.
Mieliśmy mieć też ławy, nawet jutro, ale ciągle pada i "pada na to miejsce w środku Europy", jakby natura chciała nas ustrzec przed laniem w trakcie nieobecności kierownika.
Jesteśmy jej, tej naturze, bardzo wdzięczni za ten czyn społeczny.
Za opiekę, troskę i zapobiegliwość.
Czekamy na powrót M., kierownika (i pogody zdatnej do użytku na budowie).
Wczoraj spotkaliśmy w wiadomym miejscu podwykonawcę wykonawcy.
Zaproponował nam pewne rozwiązania. Rozwiązania bardzo odległe nam kulturowo.
Jak dobrze, że pan W., wykonawca, daleki jest od natarczywego sprzedawania nam swojej wizji w imię nienarobienia się po jej przepchnięciu. (Ostatnio nawet dostaliśmy od niego pewne zdjęcie stropu będącego zupełnie w naszym guście, wymagającego zachodu, babrania się, dokładności i poświęcenia masy czasu, o!)
No pada ( ponoć) Ślubny nie może dachu na Chatce po Orzechem pomalować.
OdpowiedzUsuńPRZEPCHAĆ te deszczowe chmury na Mazury, tu b. sucho.
OdpowiedzUsuńPowodzenia
to przez Padre, ten deszcz.
OdpowiedzUsuńMoże z rozpędu popełniliście dwie dziury? Jedną w glebie drugą w niebie.
OdpowiedzUsuńrozwiązania dalekie nam kulturowo a bliskie temu co to chce zarobić i się nie orobić trzeba natychmiastowo eliminować z pola widzenia. Znamy to znamy z doświadczenia. I poobrażało się to towarzystwo i potraktowało nasze podejście do tematu jako fanaberie miastowych... a my przecież tylko chcieliśmy tradycyjną metodą.... O! i już
OdpowiedzUsuń