Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

czwartek, 10 lipca 2014

Takie te.


Mamy takie te. Szalunki.

Mieliśmy mieć też ławy, nawet jutro, ale ciągle pada i "pada na to miejsce w środku Europy", jakby natura chciała nas ustrzec przed laniem w trakcie nieobecności kierownika.

Jesteśmy jej, tej naturze, bardzo wdzięczni za ten czyn społeczny.
Za opiekę, troskę i zapobiegliwość.
Czekamy na powrót M., kierownika (i pogody zdatnej do użytku na budowie).



Wczoraj spotkaliśmy w wiadomym miejscu podwykonawcę wykonawcy.
Zaproponował nam pewne rozwiązania. Rozwiązania bardzo odległe nam kulturowo.
Jak dobrze, że pan W., wykonawca, daleki jest od natarczywego sprzedawania nam swojej wizji w imię nienarobienia się po jej przepchnięciu. (Ostatnio nawet dostaliśmy od niego pewne zdjęcie stropu będącego zupełnie w naszym guście, wymagającego zachodu, babrania się, dokładności i poświęcenia masy czasu, o!)

5 komentarzy:

  1. No pada ( ponoć) Ślubny nie może dachu na Chatce po Orzechem pomalować.

    OdpowiedzUsuń
  2. PRZEPCHAĆ te deszczowe chmury na Mazury, tu b. sucho.
    Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  3. Może z rozpędu popełniliście dwie dziury? Jedną w glebie drugą w niebie.

    OdpowiedzUsuń
  4. rozwiązania dalekie nam kulturowo a bliskie temu co to chce zarobić i się nie orobić trzeba natychmiastowo eliminować z pola widzenia. Znamy to znamy z doświadczenia. I poobrażało się to towarzystwo i potraktowało nasze podejście do tematu jako fanaberie miastowych... a my przecież tylko chcieliśmy tradycyjną metodą.... O! i już

    OdpowiedzUsuń