Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

czwartek, 28 sierpnia 2014

Instalacja.

Właściwie nie ma co komentować. Dzieło w postaci instalacji sanitarnej niezaprzeczalnie cieszy.
Oko i umysł.


W poniedziałek wybieramy się (częściowo, bo ktoś musi się zająć licznymi dziećmi zainteresowanych tematem) na sesję Rady poświęconą temu, czy te rury nam się kiedyś przydadzą i o co w ogóle cho, bo my już sami nie wiemy.
Kto żyw (i ciekaw), niech bieży do mirskiego ratusza!

piątek, 22 sierpnia 2014

Praca wre.

Drenaż, folia, rury, ciężarówki, koparki, powietrze do kominka, studzienki rewizyjne, dwie warstwy papy...Gdybyśmy mieli jakiekolwiek wyobrażenie o TYM, co się rzeczywiście będzie działo na placu boju, nie sadzilibyśmy tych malin na skraju działki. (Na szczęście i tak jakoś słabo rosły.)



Jak widać, kopalnia się nam przydaje. Co do jej innych planów, sytuacja jest dość niepewna, ale wcale nie taka oczywista.
Budujemy więc dalej.

środa, 20 sierpnia 2014

O sielance. I o jej potencjalnym braku.

Polska złota jesień zbliża się wielkimi krokami. Ładnie, nieciepło, grzybów pełno.



Nad wykopem - kurtuazyjne rozmowy na temat najciekawszych lokali gastronomicznych w okolicy (i zastosowanych w nich rozwiązaniach dekoracyjnych, bo w końcu to rozmowa między wykonawcą, kierownikiem i inwestorem), bo jeżeli chodzi o fundamenty, to nie ma o czym gadać- wszystko cacy.

Tylko Gmina i kopalniani potentaci wydają się nie widzieć potencjału turystycznego okolicy.
Bylibyśmy skrajnymi hipokrytami, gdybyśmy pomstowali na wydobycie bazaltu, którego używamy codziennie - na własnej budowie i korzystając z dróg (no skądś to brać trzeba), ale idee składowania odpadów zza zachodniej granicy na terenach okolicznych wyrobisk są nam obce! Niestety Gmina już wydaje się  przytulać do piersi ten - zły - pomysł. Szkoda słów.

Zajrzyjcie do Kyji, do Erika, w Izery, do Mlądza,  i Kwieciszowic, i udostępniajcie tę hiobową wieść, bardzo prosimy.

wtorek, 12 sierpnia 2014

Wychodzimy z ziemi.

Z ziemi wychodzimy. Właściwie, to stodoła wychodzi, a nawet pseudo-stodoła, oraz taras (czyli zawoalowana kotłownia), na który będzie można wyjść z gościnnej jadalni.
No może prawie wychodzimy, bo do momentu wyjścia właściwego brakuje jeszcze pokonania poziomu "0", ale nie skupiajmy się na mogących zagrozić naszemu dobremu samopoczuciu szczegółach.


Podobno jak się już z tej ziemi wyjdzie, to wszystko zaczyna być proste i piękne oraz dość przewidywalne. Niech i tak będzie.

niedziela, 10 sierpnia 2014

List do M.(Do M., bo W. ma na imię M.)


Postanowiliśmy się wtrącić we własną budowę, przyuważywszy taką sytuację, że oto woda, która wejdzie przez przygotowaną w fundamencie dziurę...nie będzie miała jak wyjść. Ups.
Zostawiliśmy więc panom na jutrzejszy, miły początek słonecznego dnia wskazówkę.
Cóż za szaleńczy akt kreacji. Chyba dzisiaj nie zaśniemy z wrażenia i samozachwytu.




Słodkie lenistwo.

Chciałoby się napisać coś dynamicznego, może nie mrożącego krew w żyłach, ale chociaż ze szczyptą grozy, lecz po prawdzie to tylko W., wykonawca, mógłby wnieść do tej opowieści jakąś akcję. Podczas gdy my ciułamy (to coś, o czym dżentelmeni nie rozmawiają), on odbiera transport betonowych bloczków fundamentowych (czy jakoś tak),



klajstruje rany lipy, która nadal stoi na skraju wykopu i nadal się doń nie wywraca, okopuje drzewo (osobiście zasiadł za sterami koparki, by mieć dwieście procent pewności, że staruszka nie dokona żywota, co, rzecz jasna, bardzo by nas rozczarowało).(Po co dręczymy drzewo? Bo oczywiście niezbędny drenaż wypadnie prawie pod nim. Po cóż miałby być gdzie indziej, no po cóż?)

Ostatnio często zadawane nam jest pytanie najtrudniejsze - "to ile w tym roku zrobicie?". Szczerze mówiąc powinniśmy, zgodnie z prawdą, odpowiadać "no...nic", albo "zapłacimy jeszcze kilka albo kilkanaście faktur", bo poza patrzeniem i gadaniem - czyli (stereo)typowo polskim stylem budowania - niczego nie robimy. Co innego W., wykonawca. (Nie wiemy jednak, ile on jeszcze w tym roku zrobi.)

O słodkie lenistwo.
O wieczne wakacje.
No. To tyle w temacie.

Skoro więc zdarza się, że mamy czas...zdarza nam się nie wytrzymać w kieracie codziennych robót i robimy sobie takie małe, kilkugodzinne wakacje. Uzależniliśmy się od jedzenia w CAFÉ Jazzová Osvěžovna, bo jak się nie uzależnić od lawendowych i bzowych lodów, miętowej zupy groszkowej i partyjki chińczyka przy obiedzie i czeskości? Z resztą, co tu dużo gadać, każdy, kto lubi Czechy wie, o czym mówimy. Wobec istnienia szeregu tekstów niejakiego Szczygła na czeski temat nie ma co się wyrywać ze snuciem opowieści.




wtorek, 5 sierpnia 2014

Paćkanie.

Efekt paćkania wgląda tak.
Oczywiście nie robimy tego sami.
Właściwie w ogóle tego nie robimy.
Odbieramy jedynie mejlowe, zdjęciowe, smsowe i telefoniczne rapoty od W., wykonawcy.
(Co w naszej obecnej sytuacji życiowej cieszy nas niezmiernie i bezgranicznie.)
Od czasu do czasu pofatygujemy się, by spojrzeć naocznie na dzieło i tyle.
Nie mogliśmy sobie tego lepiej zaplanować.
(Nawiasem mówiąc - w zasadzie nasza rola w planowaniu...nie została w ogóle odegrana. Może i dobrze, a nawet na pewno dobrze.)