Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

środa, 28 czerwca 2017

Idziemy jak burza...

..czyli gwałtownie zaczynamy i równie nagle kończymy.
No cóż, jak się wczoraj okazało (i co nas w zasadzie nie zaskoczyło) w tym tygodniu nikt nie będzie u nas niczego zaczynał.
W przyszłym też raczej nie.
Ale w kolejnym to już na bank!

A tak na marginesie - projekt nam zbrzydł przez te lata ;)




poniedziałek, 26 czerwca 2017

Trzy weekendy.

Wczoraj zakończyliśmy trwającą trzy weekendy batalię o ocalenie płyty wiórowej (a ściślej rzecz ujmując - sześćdziesięciu płyt), która wedle zapewnień aż dwóch ekip miała być tak zabezpieczona, by przetrwać deszcze i słoty.
Dwa pierwsze weekendy (przy wielkiej, przeogromnej pomocy T., któremu jesteśmy bardzo, bardzo wdzięczni) w swej naiwności suszyliśmy, co zalane i osłanialiśmy od nowa.
(Rzecz jasna pomysłodawcy i entuzjaści pomysłu umyli ręce, więc rękawy trzeba było zakasać samemu.)
Po kolejnym deszczu przyszło olśnienie.
Komu potrzebna jest podłoga już TERAZ? (Przed dachem.)
Fachowcom.
Dlaczego jest im teraz potrzebna?
Żeby nie rozstawiać rusztowań i nie montować prowizorycznych przejść, żeby postawić pustaki pod ręką, zamiast taszczyć je na piętro (czyli wyłącznie dla ich WYGODY).
No to - rozbieramy.

Z resztą, teraz kolej na dach, a dach włazi w strop, więc ekipa od dachu tak czy siak płyty w dużej części musiałaby demontować.

A skoro już o dachu mowa - nie ma lekko.
Zimą się umówiliśmy, a w zeszłym tygodniu (po tym, jak ekipa odwiedziła konstruktora) dowiedzieliśmy się, że może jednak lepiej dla nas będzie, gdy poszukamy kogoś innego.

Żart nas nie rozśmieszył i po krótkiej interwencji słownej (a dokładnie rzecz ujmując - słowno-finansowej) rzekomo dali się przekonać i podobno w tym tygodniu zaczną.

Teraz wiemy już, że nie należy ufać nadmiernie wiórom oraz, że nutka niedowierzania ratuje od rozczarowania.


P.s.Jaskółkom zostawiliśmy daszek, oczywiście. Miło spędzamy czas na budowie spożywając to i owo z ogniska. Mamy wreszcie poczucie, że do Staruszka wróciło życie.

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Dobry przykład.


Jak widać - niektórzy wzięli sprawy w swoje ręce i za moment się wprowadzą.

Ostatnio przydarzyło nam się takie coś:
-Mieliście osłonić te płyty drugą warstwą. Wszystko zamokło.
-Rozłączam się!

Postanowiliśmy więc iść śladem jaskółek.
Murowanie nie może być aż tak trudne!




Rzecz jasna, żadnych okien i drzwi przed jesienią - przecież dzikich lokatorów nie eksmitujemy.

niedziela, 4 czerwca 2017

Za szybko!

W czwartek człowiek wchodzi po tych swoich wyczekanych schodach, widzi ściany kolankowe i się cieszy. Jak głupi! Biega od okna do okna (których oczywiście nie ma, ale widać już, gdzie będą) i podziwia widoki.




























W piątek trzeba jechać z Potomkiem na mecz, a z Kozą zostać w domu, więc na pół dnia spuszcza
się z oka akcję budowlaną.

W sobotę się sądzi, że się jedzie oglądać zbrojenie wieńca, a widzi się nowe ściany.


























W pierwszej chwili widok generuje radość - wszystko rośnie, widać co gdzie będzie, normalnie prawie można się wprowadzać...Po chwili jednak pojawia się refleksja.

Przecież teraz miały być tylko szczyty i ścianki kolankowe.

Przecież nic, nic poza rzeczami, których już nie cofniemy, oraz tymi, które mają być ciepłe i ciche, miało nie być z tego nieszczęsnego pustaka.
Chcemy stare cegły. Stare, pełne, normalne i ŁADNE cegły.

Znowu okazało się, że...warto rozmawiać, warto uprzedzać fakty, nie ma głupich pytań, a nawet jeśli są - lepiej zrobić z siebie kretyna, niż się później leczyć nerwy nadmierną ilością ciastek oraz, że nie należy jechać na wakacje, jak się chce mieć zrobione tak, jak się chce, a nie tak, jak może się mieć w wyniku niedopowiedzeń i nieporozumień.

Na szczęście wszystko jeszcze da się odkręcić.

P.s.Akcja ucieczkowa K., naszego ex wykonawcy, zakończyła się w miarę szczęśliwymi finałem. Podstępny telefon  do zakładu pracy dziewczyny zaginionego w akcji (a dokładniej - w Niemczech) zaowocował zwrotem projektu oraz innych zasobów. Jedynym, co nam zostało (poza niesmakiem) z tej przygody, są liczne, ciężkie i nie nasze graty budowlane, z którymi zaczyna nam robić się ciasno.

czwartek, 1 czerwca 2017

Dzieje się.


Jak co roku (poza wyjątkami podyktowanymi przychodzeniem na świat dzieci) z okazji DODP udaliśmy się do Śledziby, gdzie, jak widać, A. i R. rozegrały, przy współudziale niezmordowanych ojców, swój pierwszy sparing.



Mieliśmy też przelotną okazję poznać właścicieli pewnych krów.
(Nie zapominamy o Roxi, skoro to pies morderca- strach się narażać i nie wspomnieć. Roxi też tam była!)

***
Budowa nabrała tempa. (Choć za momencik znów na chwilkę przystopuje w oczekiwaniu na ekipę od dachu.)
Jako entuzjaści wszelkich imprez, musimy już powoli zastanawiać się nad wiechą.














Jest spora szansa na to, że nasz nowy Staruszek powróci do swej dawnej kondycji jeszcze zanim dzieciaki dorosną.