Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

czwartek, 28 lipca 2016

Potrzaskane i nieczytelne.

Nastój (jeżeli chodzi o (nie)budowanie) mamy taki, że gdybyśmy mieli być naprawdę szczerzy, musielibyśmy napisać o tym, jak to wszytko nam zarosło, postarzało się i zbrzydło. W innych okolicznościach dostrzeglibyśmy pewnie same plusy - bujna przyroda, niepękające w przyszłości -wobec osiadłych fundamentów - tynki, aż pół domu (plus to co pod ziemią) zrobione. Obecnie jednak cała zabawa tak nam zbrzydła, że zaczęliśmy się urządzać w Mirsku, a do Kłopotnicy zrobiło się nam jakoś tak... za daleko.

Jak tak można? Dwa miesiące bez odwiedzin u Staruszka?! W SEZONIE!? Okazało się, że można - i to bez żalu i tęsknoty.

Wykrzesaliśmy z siebie ostatnio jakąś resztkę zapału i postanowiliśmy uczynić jeden spektakularny krok, z nadzieją na poprawę feng shui (albo na uciszenie własnego sumienia).
Ładna i nowa TABLICA INFORMACYJNA, zastąpiła tę symbolizująca nasze aktualne nastawienie do budowy - potrzaskaną i nieczytelną.



Po raz kolejny przekonaliśmy się też, co jest na budowie najważniejsze (przyjemniej, jeżeli ma się potomstwo).
Najważniejszy na budowie jest samochód z dużym bagażnikiem.