Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

niedziela, 21 czerwca 2015

Kontrola jakości.

Poczyniliśmy pewne odkrycia. W zasadzie, tak zwane "życie" poczyniło je za nas, a my się tak jakby tylko zorientowaliśmy.
Etap fundamentów był sielanką. No bo co my wiemy o jakichś fundamentach? Zgadzaliśmy się na wszystko i regulowaliśmy należności. Zero stresu i wygoda. Konsekwencje też pewnie były, takie o których gentlemani nie rozmawiają, więc przemilczymy temat, w którym jesteśmy nie do końca zorientowani.
Co innego parter - wystaje z ziemi i będziemy oglądać go codziennie przez wiele lat. Może nadal się nie znamy, ale przynajmniej wiemy, na co chcemy patrzeć. No i nauczyliśmy się czegoś przez miniony rok.
Jak już wspominaliśmy, zaczęliśmy się czepiać. Marudzić. Zauważać, nie zgadzać się i jęczeć. Jeździć, pilnować i fotografować. Czegóż to  można dopatrzeć się na zdjęciach! Chodzi człowiek po budowie, zwykle oprowadzany przez wykonawcę, choć bardzo prosi, żeby jednak nie i że chce sam... i zagadany niczego nie widzi. Stosujemy więc zasadę robienia zdjęć pod nieobecność realizatorów naszego planu.

Później patrzymy i patrzymy... i widzimy
-przeszarżowanie z nowymi ścianami na niekorzyść tych starych,
-brak okien ("bo na rzucie parteru nie było" - może i nie było, ale jest w innych (wielu innych) miejscach),
-okno i drzwi przesunięte o 20 centymetrów ("a to te wymiary trzeba sobie dodać albo odjąć, żeby wyszedł ten trzeci?").

Będzie poprawione? No będzie! Ale co się człowiek zdąży zdenerwować, to jego, czyli nasze.

Przez ostatni miesiąc zastanawialiśmy się nawet, czy ryzykować zmianę ekipy. Postanowiliśmy jednak trwać przy dotychczasowych mistrzach i majstrach, bo poprawiają, da się z nimi w cywilizowany sposób porozumieć, są mili i wyceniają pracę przed jej wykonaniem  (o ile się dobrze tego przypilnuje).
Okazało się przy okazji, że choć czasem mają problem z czytaniem projektu (my się w końcu -zmuszeni sytuacją - tej trudnej sztuki nauczyliśmy), projekt też nie jest bez winy - architektura i konstrukcja... różnią się, gdzieniegdzie, wymiarami. No cóż. Na szczęście kierownik, zdecydowany i odpowiedzialny, ogarnia sprawę.

Niebawem (po ukończeniu poprawek) panowie przystąpią do wykonania wieńca nad parterem.

P.s.Sprawa kopalni i składowanych w niej odpadów dobiegła szczęśliwego końca - HURRRA!
(Ciekawe, jaki wpływ miał na to pewien program telewizyjny...)