Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

sobota, 26 kwietnia 2014

O tym, jaki ten świat jest mały, czyli PRZEPRASZAMY PANA C.

Świat jest mały.

Na przykład: podrzucasz dziecko znajomym, by udać się na spotkanie z nowym, lepszym wykonawcą, wracasz po Potomka, ale zanim pojedziecie do domu pijesz jeszcze herbatkę, dzieciaki komunikują, że ktoś przyjechał, ten ktoś wchodzi do gościnnej kuchni wybitnie sympatyczny Ch., po czym następuje prezentacja i jedna z osób, któe weszły, mówi coś w rodzaju "mieliśmy już przyjemność" tudzież "my się chyba znamy". Kontekst zupełnie nie ten, moment dziejowy zupełnie inny...ale powoli z odmętów pamięci zaczynają wyłaniać się ściany, jakieś biurka, komputer, na ekranie wizualizacja 3D, sporządzona pod wpływem pieczołowicie przeprowadzonej inwentaryzacji i dłoń pana C., zasłaniająca na rysunku przedstawiającym numer 8 wszystko poza parterem i... o rany! Grom z jasnego nieba. Biuro D., architekta.

Przepraszamy M., który jeszcze do wczoraj byłby dla nas panem C., a właściwie X., za to, że przed laty, w pewnej telenoweli o niebudowie, którą to czytał, wystąpił jako X., a nie C. To z pewnością wynik braku korespondencji mejlowej, który sprawił, że nie bardzo wiedzieliśmy, że jest panem C.

Powtórzmy: Przepraszamy pana C. za anonimowość!
Czekamy na kolejne spotkanie, w dowolnym kontekście, a może nawet w obu - czego M. (i sobie) serdecznie życzymy.

piątek, 25 kwietnia 2014

Na pocieszkę, czyli co nagle to po diable.Post (częściowo) specjalnie dla Sąsiada.

A nie mówiliśmy! Jak się bardzo chce znaleźć argumenty za tym, żeby (jeszcze) nie budować, to się znajdzie. To oczywiście niezupełnie jest tak, że nie chcemy budować. Może nawet coś rozbierzemy. No i oczywiście bardzo, ale to bardzo chcielibyśmy zamieszkać. Ale Rozsądek, zdrowy, stary, dobry Rozsądek mówił nam od kilku miesięcy
-Wytrzymajcie jeszcze rok!
Mówił nam to niezależnie, każdemu z dwojga osobno, także to aż dwa źródła nieodpartego przekonania, które kilka tygodni temu ujawniliśmy sobie nawzajem, poczuwszy ulgę.

Udaliśmy się więc dzisiaj po radę natury ogólnofinansowej i karton do Jeleniej Góry. Kartonu nie było. Oczywiście odczytaliśmy to jako znak. Wróżbę. Przepowiednię. No i - pod wpływem tego znaku, ma się rozumieć - wiedząc już, że nasz bardzo labilny zapał zjedzie dzisiaj znacznie poniżej osi x, w pole obszaru "oczekiwanie", udaliśmy się wesprzeć finansowo kulturę polską. Na pocieszkę.
(I teraz właśnie będzie coś specjalnie dla Sąsiada, choć być może inni też się uśmiechną, byle z życzliwością, bo to kawał kunsztownej roboty.)



Raga joł. Czy coś.

Dobra. 
Poszliśmy więc po tę wiedzę, która częściowo była nam już znana, no bo Rozsądek nam powiedział.
No i ją uzyskaliśmy. Przezorny zawsze ubezpieczony, co nie. No i co? No i zmieniliśmy to nasze wyświechtane zdanie. Znowu.
Ciesząc się, że z taką łatwością przychodzi nam podejmowanie decyzji, wsiedliśmy do samochodu, włączyliśmy to Społeczeństwo, które jest niemiłe i z wielką satysfakcją odkryliśmy,że płyta starcza idealnie na całą trasę z Jeleniej do Mirska.
 Jeszcze kawał czasu będziemy ją przemierzać, trasę znaczy się, no bo zostajemy w Mirsku na jeszcze dłużej, niż nam się wydawało, także sobie posłuchamy. Bo warto.

czwartek, 24 kwietnia 2014

Trochę to trwało.


Trochę to trwało, ale się doczekaliśmy. Wczoraj zamontowaliśmy tablicę informacyjną Temu Domu.


 Uzupełniliśmy też drobne niedopatrzenie.

Wygląda szykownie. Nawet sąsiad się pojawił, by zapytać, czy już się wprowadziliśmy (i nie tylko po to, ale mniejsza o to).

I oto po przeszło czterech (a właściwie - prawie pięciu) latach od poznania tego Starszego Pana z obrazka możemy zaczynać budowę. Zrobiło nam się z okazji przytwierdzenia tablicy do numeru 8 tak ciepło na sercu, że aż umówiliśmy się z przedstawicielami dwóch ekip remontowych. Może uda się tę budowę załatwić jakoś tak... mimochodem?

Ściśle rzecz ujmując - mamy tremę i usiłujemy się wywinąć. Ale spójrzmy, no spójrzmy prawdzie w oczy -  fakt rozpoczęcia jest już raczej dokonany.

środa, 16 kwietnia 2014

One step beyond, czyli podróże w czasie.

Zdobyliśmy dziennik budowy.


Złożyliśmy ZAWIADOMIENIE O TERMINIE ROZPOCZĘCIA ROBÓT BUDOWLANYCH.


















Zaplanowaliśmy termin zakończenia prac.



















Znaleźliśmy także potwierdzenie teorii o możliwościach podróżowania w czasie.














Na deser - wypełniliśmy TABLICĘ INFORMACYJNĄ, którą zawdzięczamy Śledzibowcom.
















A następnie zadaliśmy sobie jedno "zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie" - Po co?

:)

sobota, 12 kwietnia 2014

Kwestia wiary.

Szybko pogodziliśmy się z kolejnym falstartem. W zasadzie - przyjęliśmy z pewną ulgą wiadomość, że, jak mawiał słynny przez moment Kononowicz, niczego nie będzie. Rozmarzyliśmy się na temat stadnych akcji rozbiórkowych za wino i chleb (czytaj: spirytus i kiełbasę) i zaczęliśmy się w tej kwestii nawet jakby organizować. Ochotnicy zgłosili się w zasadzie niepytani. Tylko, że tak, no dzisiaj nie możemy, bo stadnie robimy ruskie, czy coś, w Mlądzu, za tydzień nie bardzo, bo wiadomo co, następnie w perspektywie mamy liczne (dwa) wesela i kilka wizytacji, jakieś spotkanie po latach i nagle zrobi się lipiec.

Zawsze jednak można zacząć. Zacząć od końca. Od gromadzenia elementów wyposażenia wnętrz, znaczy się. Wczoraj na przykład u księgowej znalazły nas drzwi (niektóre z przeznaczeniem na drzwi, inne na ławy ze skrzyniami w siedziskach, podpatrzone, przyznajemy się bez bicia, w Ptasim Radio w Poznaniu). Z kolei, gdy odstawiliśmy oddaną nam pod opiekę T. do domu, zostaliśmy uraczeni przez jej ojca, a naszego niezastąpionego kompana youtubowych nasiadówek, kinowymi "WEJŚCIEM" i "WYJŚCIEM". Nie marzyliśmy o tym nawet w najśmielszych snach!

Wierzymy, że to dobry omen.
Z pewnością tej ciągnącej się jak flaki z olejem sytuacji przyświeca jakiś wyższy cel. Wydaje nam się, że jest on dość przyziemny, ale dżentelmeni podobno o tym nie rozmawiają.

środa, 9 kwietnia 2014

Nie da się ukryć.

Nie da się ukryć, że znajomości zawarte przy okazji (nie)budowy bywają bardzo intratne.
Nasza wdzięczność wobec licznych czytelników niniejszych wypocin (i nie tylko) jest wprost nieograniczona. Mamy nadzieję, że uda nam się kiedyś zrewanżować. (Jakieś propozycje?)
Póki co...podczas gdy nikt się nie spodziewał, zostaliśmy obarczeni kolejnym długiem wdzięczności.
No bo, sami powiedzcie, najpierw się człowiek gapi na zamglone góry  z ciepłego zbiornika wodnego, a później takie coś wyjmuje z lodówki!



Czyż to nie piękne?
Dobry dzień wnet staje się doskonały.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Są na tym świecie rzeczy, które nie śniły się filozofom.


Czasami rzeczy, miejsca i ludzie są zupełnie inni, niż się wydają. Ale banał, co nie?
Na szczęście często, a nawet na ogół, jest o wiele ciekawiej, milej i bardziej ekstremalnie (atrakcyjniej) niż by się człowiek spodziewał. (Zaryzykowalibyśmy nawet stwierdzenie, że zawsze, ale jakoś nasza skłonność do ryzyka nie obejmuje szafowania takimi mocnymi słowami. No, może RACZEJ nie obejmuje.) 

Yyy...

Po tym przydługim, ambitnym i refleksyjnym wstępie (który wbrew pozorom zupełnie jednoznacznie podsumowuje miniony tydzień pełen radości i rozczarowań, i- znowu - radości) przejdziemy możne do sedna, czyli zwyczajnej, pamiętnikowej relacji.

***

Każdy przyzwoity posiadacz rudery przegląda chyba ogłoszenia o nieruchomościach.
Nie każdy? No, to może przynajmniej większość.
Też to robimy.
Ciągle. Nieustająco. Wytrwale. Zupełnie po nic.

Zdarza się, że takie ogłoszenie pchnie nas w stronę snucia planów, o których raczej wiemy, że nie zostaną zrealizowane. No ale co nam szkodzi? Co nam szkodzi skoczyć do nieczynnej już niestety szkoły i przyjrzeć się jej życzliwym okiem?


Dostrzec rzeczy, które nie śniły się filozofom.


Przyjąć do wiadomości kilka objawionych prawd.

A następnie udać się do Gajówki, która swoim klimatem rozłoży całe (no, może za wyjątkiem pięcioletniej T.) towarzystwo na łopatki.






Czasami, kiedy nie wiadomo, o chodzi, po prostu nie wiadomo, o chodzi.


***
Poza tym spędziliśmy sporo czasu z mnóstwem życzliwych nam osób, które załatwiły nam bardzo atrakcyjne zakupy, podjęły wraz z nami jakąś taką nihilistyczną refleksję remontową, zjadły pizzę po ekstremalnym powitaniu wiosny w przedszkolu i wykończyły nas skrajnie intensywnym weekendem.
O Ludzie!




wtorek, 1 kwietnia 2014

Mrożący krew w żyłach zwrot akcji.

Chyba mieliśmy coś zacząć.

Od razu zaznaczmy, że nie ma tego złego i znaleźliśmy przynajmniej milion plusów zaistniałej sytuacji. Sytuacji, jakby to ująć...no jakby to ująć? Może jako nieporozumienie? Ujmijmy więc jako nieporozumienie fakt, że dzwonimy zadowoleni z wykonania misji skserowania projektu do naszych wykonawców, by się z nimi umówić na przekazanie kopii tego wiekopomnego dzieła i okazuje się, że tak jakby nie mamy wykonawców. To znaczy, może mamy, a może nie mamy. Może dowiemy się za dwa tygodnie. (A może się nie dowiemy?)

A może sami zakaszemy rękawy? (Rozebranie domu nie może być takie trudne.)

Tymczasem gdzieś między Szyszkową a Mirskiem jest ładnie.