Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

poniedziałek, 28 listopada 2011

Zniknął!

Chcieliśmy zaczerpnąć świeżego powietrza (mirskie wzbogacone jest wonią płonącego plastiku). Wygrzebaliśmy więc przerwę w pracy i zwizytowaliśmy włości.
Naszym oczom nie ukazało się nic nadzwyczajnego. Dwustuletni numer osiem raczył przetrwać nocną wichurę w stanie nienaruszonym.





Huragan zadowolił się najwyraźniej niechcianym wrakiem, który straszył sparciałymi oponami i stał o, o tutaj:



Był,a nie ma. Niewidzialnej ręce dziękujemy za pomoc.

P.s.Zdarzyło się nam coś jeszcze. Prosta i zaskakująca historia z cyklu "idzie człowiek do księgowej, a tam...dachówka". Na wiosnę będziemy mieli wymarzoną, siną karpiówkę z odzysku, taką, jaką pokryta jest część naszego dachu. Farciarze z nas.

niedziela, 27 listopada 2011

Fabryka.

Ponieważ przestaliśmy już liczyć na otrzymanie pozwolenia na budowę w tym roku, a także ze względu na uboczne efekty wymyślenia sobie pracy (co zresztą wymógł na nas dom) - częściej niż Kłopotnickie przestrzenie oglądamy to (też niczego sobie):

sobota, 19 listopada 2011

Ku pamięci.

1.Zupełnie zapomnieliśmy odnotować, że znowu ktoś - zupełnie wbrew naszemu chciejstwu - szwendał się nam po domu.
2.Zupełnie zapomnieliśmy, że czekamy na jakieś-tam pozwolenie na budowę, tym bardziej, że podobno najpierw czekamy na ... decyzję dotyczącą decyzji o warunkach zabudowy.
3.Zupełnie miło jest patrzeć przez nasze okno wykute w wielkiej płycie na Izery, kiedy z alei drzew nad Kwisą sfruną liście.

Wszystkie powyższe akcje zdążyły nam już spowszednieć...no, może poza ostatnią.

czwartek, 17 listopada 2011

Cud na Sępiej!

Udało się nam (przy współpracy, by nie rzec - wykorzystaniu czworga dzielnych namawiaczy i tragarzy) zawlec syna na Sępią!



Po raz kolejny dał się także zaciągnąć do Proszowej.



A później ciocie K., A. i I. oraz wujkowie M. i G. zniknęli.
Ostał nam się po nich jeno szalik i kilka dodatkowych kilogramów (rogale marcińskie prosto z dalekiej północy).

czwartek, 10 listopada 2011

Próba generalna.

Wspominaliśmy już chyba o idei kolektywu. O słusznej idei kolektywu.
Wczoraj po robocie udaliśmy się do Śledziby na kawę, a tam Neustechow!






Kolektyw się opłaca.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Jak czekać, by się nie doczekać, czyli sagi o papierach ciąg dalszy.

1 września zostało złożone nasze pismo błagalne w sprawie pozwolenia na budowę.
Po dobrych 60 dniach zadzwoniliśmy do D., architekta, czy dostał już papiery.(Miał pełnomocnictwo, no bo jak podpisywaliśmy umowę, to wydawały nam się różne rzeczy, na przykład taka, że mieszkać będziemy w Poznaniu.)Tak kontrolnie zadzwoniliśmy. Powiedział, że nie wie, czy coś przyszło i że jak tak, albo jak już przyjdzie, to się z nami skontaktuje.

Dzisiaj wykonaliśmy krótki telefon do Wydziału A. i B. we Lwówku.
Okazało się, że 10 października architekt, którego dane chyba niedługo tu padną, gdyż nasza cierpliwość najwyraźniej wskoczyła do jednego z worów mieszczących stajenne obrzydliwości i tam skonała, pobrał dokumenty do POPRAWKI. (Czemuż dowiedzieliśmy się o tym dzisiaj?!)

Telefon do D. skończył się tradycyjną krótką wiadomością tekstową "jestemnaspotkaniu".

Pani G.(pracująca w TYM biurze) obiecała, że sprawdzi, co się w ogóle dzieje z tym naszym projektem i nie do końca naszym w ciągu dalszym pozwoleniem.

Sekretariat Wydziału A. i B. sprawdził, że poprawki nie wpłynęły.

Następnie dostaliśmy mejla od D. z mnóstwem skanów o odralnianiu i innych tajemniczych zjawiskach paranormalnych.

Po czym pokonwersowaliśmy z D. i okazało się, że w międzyczasie przebudowa zmieniła się na rozbudowę, co skutkuje koniecznością uzyskania opinii konserwatora.

Konserwator powiedział projektowi: "tak".