Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Jak czekać, by się nie doczekać, czyli sagi o papierach ciąg dalszy.

1 września zostało złożone nasze pismo błagalne w sprawie pozwolenia na budowę.
Po dobrych 60 dniach zadzwoniliśmy do D., architekta, czy dostał już papiery.(Miał pełnomocnictwo, no bo jak podpisywaliśmy umowę, to wydawały nam się różne rzeczy, na przykład taka, że mieszkać będziemy w Poznaniu.)Tak kontrolnie zadzwoniliśmy. Powiedział, że nie wie, czy coś przyszło i że jak tak, albo jak już przyjdzie, to się z nami skontaktuje.

Dzisiaj wykonaliśmy krótki telefon do Wydziału A. i B. we Lwówku.
Okazało się, że 10 października architekt, którego dane chyba niedługo tu padną, gdyż nasza cierpliwość najwyraźniej wskoczyła do jednego z worów mieszczących stajenne obrzydliwości i tam skonała, pobrał dokumenty do POPRAWKI. (Czemuż dowiedzieliśmy się o tym dzisiaj?!)

Telefon do D. skończył się tradycyjną krótką wiadomością tekstową "jestemnaspotkaniu".

Pani G.(pracująca w TYM biurze) obiecała, że sprawdzi, co się w ogóle dzieje z tym naszym projektem i nie do końca naszym w ciągu dalszym pozwoleniem.

Sekretariat Wydziału A. i B. sprawdził, że poprawki nie wpłynęły.

Następnie dostaliśmy mejla od D. z mnóstwem skanów o odralnianiu i innych tajemniczych zjawiskach paranormalnych.

Po czym pokonwersowaliśmy z D. i okazało się, że w międzyczasie przebudowa zmieniła się na rozbudowę, co skutkuje koniecznością uzyskania opinii konserwatora.

Konserwator powiedział projektowi: "tak".

12 komentarzy:

  1. No ja Wam szczerze współczuję i cierpliwości bezgranicznej życzę, bo co prawda przerabiam to na co dzień i jestem uodporniona, ale i tak czasami skacze mi ciśnienie... Choć zazwyczaj kłody pod nogi rzucają nam urzędnicy, a nie projektanci... a Wam odwrotnie.
    Trzymajcie się - niedługo pewnie dostaniecie TEN upragniony papier i wtedy to dopiero się zacznie ;-)
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  2. O Jeżusie!Słabo mi. Dobrze, że my na razie tylko mały remoncik bez pozwoleń robimy, bo chyba bym trupem całkiem padła. Mocarze jesteście!
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  3. ło matko! dobrze,że nasz zabytek jest młody i klasy "z" choć ruinka:)

    OdpowiedzUsuń
  4. ja pisałeM, już rok temu że on ROBI WAS W ...

    OdpowiedzUsuń
  5. kurcze trzymam kciuki za szybki postęp, ja jestem tez przed zakupem zabytku i zaczynam sie zastanawiac czy nie wskocze na mine:(

    OdpowiedzUsuń
  6. ło żesz, WRESZCIE tracicie cierpliwość!

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziwię się, że nie ma tu wzmianki o jakiejś małej AVANTI pod adresem Pana D jak ... :-). Nie dajcie się! Mnie osobiście nie podnosicie na duchu, ale... nadal WAS czytam :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jaka piękna historia, a to dopiero początek, dopiero się ZACZNIE. Miejsce fajne, dom fajny, działajcie i się nie dajcie! Ja Poznań porzuciłam dla mojej wiochy i ani chwili żalu.
    Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  9. Ot, żyjemy w chorej Europie, w chorym kraju i nie wygląda, by się to miało zmienić. A szkoda.

    Trzymamy kciuki nieustannie.

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja czekam na nazwisko architekta, bo jeśli to ten sam co ma robić projekt u naszych sąsiadów zza płota, to możemy zorganizować wspólną ustawkę i powiesić go za jajca :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Gratuluje tego TAK na końcu postu!

    Co do reszty posta, to tylko potwierdza się moja opinia, że nie skończone 18 lat, a badania psychologiczne powinny dopuszczać ludzi do pełnoprawnego życia publicznego, tylko jak niewielu z nas mogłoby wtedy w nim uczestniczyć?

    OdpowiedzUsuń
  12. Riannon, podeślij nam na kanapa[małpa]tlen.pl nazwisko tego sąsiedzkiego projektanta - może da się kogoś przed dezinformacją i dłużyzną uratować.

    OdpowiedzUsuń