Wysłuchawszy kilku pieśni Slayera (nie da się ukryć, że radiowa "Zagadkowa niedziela" niezbyt dobrze zagrzewa do boju) porwaliśmy się z siekierami, łopatami i młotkami (tak naprawdę posiadamy te przedmioty w liczbie pojedynczej...ale w masie lepiej brzmią) na stajnię, zwaną przez nas - jak się zaraz okaże bardzo adekwatnie - chlewem (choć żadna świnia nie dałaby rady skonsumować niczego z wysokiego, ceglanego żłobu przytwierdzonego do stojącej na słowo honoru ściany).
Zastaliśmy TO. (Może lepiej się nie przyznawać, że dwa lata temu?)
Wczoraj, za pomocą energicznego szarpnięcia i kilku kopniaków odkryliśmy olbrzymie złoża tego, co zostało po kurach.
Odrzuciwszy młotek i siekierę przystąpiliśmy do likwidacji mocnej i zupełnie nieładnej konstrukcji za pomocą pewnego pałętającego się tu i ówdzie narzędzia.
Efekt masakry jaki jest - każdy widzi. (Czyli: to jeszcze nie koniec.)
A październik (jak dwa lata temu) kusząco ciepły. W sensie, że nakłaniający do remontów. (Dawno przestaliśmy dostrzegać inne zalety słonecznej aury.)
i tylko takich ciepłych dni dzielnym Augiaszom, którzy samodzielnie muszą czyścić obejście:)
OdpowiedzUsuńCiekawe z tym Slayerem, na mnie Emperor działa jeszcze bardziej inspirująco i zachęcająco. Tak mnie zmotywowaliście, że przy tych radosnych taktach walczę właśnie z chaosem w stajni, co by trochę miejsca do zimowej pracy z meblami osiągnąć.
OdpowiedzUsuńmnie kiedyś (czyli w czasach przeddzieciowych) kopa dawała taka jedna fajna płytka Lux Occulty. A przy dzieciakach to zazwyczaj leci coś spod znaku "Klasyka bobasa" :(( No i tym samym mamy sajgon w stodole :)
OdpowiedzUsuńPoddaję się.
OdpowiedzUsuńOgnia, Państwo ZiŁ!
I niech Was Slayer (a nawet Death) prowadzi!
Mateus, sugerujesz przypadkowe upuszczenie zapałki?
OdpowiedzUsuń