Pół roku gdzieś się nam zdążyło zawieruszyć, nim ponowiliśmy poszukiwania rząśnickiego (a właściwie, by być w zgodzie z mieszkańcami tegoż, kolonijnego) obejścia.
Możemy odnotować: 14.10.2011 - Rząśnik-Orzechowice.
Veni, vidi, Apfelwein.
Wizyty tego rodzaju są niezmiernie mobilizujące. Bez choćby jednego, zauważalnego gołym okiem, postępu długo nasze sumienia nie pociągną. Póki co pocieszamy się cudzym szczęściem.
Zdjęć nie ma - tak bardzo staraliśmy się nie zgubić ponownie w okolicach Wlenia, że zapomnieliśmy o spuście i migawce.
O cholera. Też o zdjęciach zapomniałem.
OdpowiedzUsuńNieładnie... Zdjęcia należy robić i na bloga wrzucać. Żądamy (przynajmniej) zdjęć!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;-)