Miał być dziennik, a jest dwutygodnik...
W zeszłym tygodniu odwiedzili nas liczni krewni i znajomi.
I.i C., A. i W. oraz W. i S. . Na dokładkę napatoczyli się Śledzibowcy, którym zrewanżowaliśmy się wizytą kilka dni temu.
Wspominaliśmy już, że nad obejściem (no dobra, konkretnie w obejściu, sugestii nie umieliśmy odczytać) zapłakała dwumiesięczna A., przybyła do nas z rodzicami?
W międzyczasie brataliśmy się (i czynimy to nadal) z uroczą ludnością autochtoniczną.
Przynajmniej tak bardzo autochtoniczną, jak się da.
Jeżeli mielibyśmy wspominać o pracach polowych... rozebraliśmy murek w celu skonstruowania nowego, bo tam, gdzie stał stary jeździły będą koparki (może za trzy lata, ale zapobiegliwość nigdy nam jeszcze nie zaszkodziła). Zaczęliśmy budować ogrodzenie wzdłuż granicy działki.
A dzisiaj, z komentarza pod poprzednim postem, dowiedzieliśmy się, że jacyś szaleni remonciarze z Poznania dostali się pod wpływ domu za miedzą, w Grudzy!
"nad obejściem (no dobra, konkretnie w obejściu, sugestii nie umieliśmy odczytać) zapłakała dwumiesięczna A."
OdpowiedzUsuńee, to chyba nic złego, dwumiesięczne tak mają ;)))
a sąsiedzi w Grudzy to nie czasem przy samym wyjeździe w stronę Janic? taaaki wieeelki dom :)? z naprawianym dachem jakiś czas temu :)?
Grudza, eh. Piękny dom tam oglądałem. Ale ktoś mi podkupił ;). Może właśnie owi sąsiedzi....
OdpowiedzUsuńHeh! "Bratanie się" ?! Znaczy, nieustająca balanga?! :D Zatem dużo sił życzymy. Pzdr.
OdpowiedzUsuńBratać się trzeba!
OdpowiedzUsuńBratanie się z ludnością autochtoniczną jest nieco, hmmm.... wyczerpujące ;-)
OdpowiedzUsuńAle to znaczy, że zapuszczacie korzenie ;-) Grunt to dobrze się zamocować...
Ściskam!