Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

piątek, 29 września 2017

Nieprzespane noce.

Z powodu zawodności ludzkiej pamięci (i popełnienia kolejny raz tego samego, strategicznego błędu) cierpimy na budowlaną bezsenność. Zdarzało się nam to już wcześniej.
Czy są jakieś plusy tego stanu rzeczy? Oczywiście. Jesteśmy coraz bliżsi realizacji naszego pierwotnego założenia - opcja "zrób to sam" ogranicza frustrację, poprawia samopoczucie i daje satysfakcję, spozieramy w jej stronę tęsknie i wizualizujemy ją sobie intensywnie, bo zaczyna być realistyczna.

Pośród skrajnych emocji i ogólnego poczucia niesmaku musimy jednak przyznać, że dach robi się coraz ładniejszy. Widać koniec.






niedziela, 24 września 2017

Szaro, buro i... radość.

Pogoda jaka jest, każdy widzi, jednak nie mamy czasu się nią martwić.
Przeanalizowaliśmy ostatnio nasze remontowo-budowlane położenie i okazało się, że w ciągu minionych ośmiu lat nigdy jeszcze nie byliśmy tak blisko przeprowadzki. Można by oczywiście stwierdzić, że wróciliśmy do punktu wyjścia, zdecydowanie jednak wolimy myśleć, że ów został już przekroczony - pakując się w to przedsięwzięcie mieliśmy wszak dom z szafami pełnymi cudzych butów, w tej chwili  nr 8 wygląda jak po gruntownych (wręcz radykalnych) porządkach, gotowy na remont. Hurrra!



























Zastanawiamy się tylko, którą teraz pójść drogą, a do wyboru mamy dwie.
Możemy zabić dechami co się da, wstawić kilka okien, kozę i skończyć częściowo całą masę innych rzeczy, zamieszkać w kuchni z balią na betonie i dłubać, żyjąc i pracując w oparach remontowego kurzu z dwójką dzieci.
Możemy też zabić dechami wszystko i czekać na wiosnę, dając sobie oddech, a następnie...zamieszkać w namiocie u stóp Staruszka, żyjąc i pracując w oparach remontowego kurzu  z dwójka dzieci.
Przewaga planu numer jeden nad planem numer dwa jest taka, że moglibyśmy zamienić nasze mirskie mieszkanie na środki na remont.
Przewaga planu numer dwa nad planem numer jeden jest taka, że moglibyśmy nie mieszkać w oparach remontowego kurzu zimą, co ułatwiłoby życie dzieciom (no dobra, może nam ułatwiłoby nawet bardziej).

Trzecia droga wydaje się być pójściem na manowce. Moglibyśmy przecież prowadzić prace tak, jak do tej pory, patrolując włości kilka razy dziennie, tyle, że kable już raz samoczynnie opuściły nasza posesję, będąc wcześniej zamontowanymi, i nie mamy złudzeń, że nowe także mogłyby udać się ich śladem. Rur wcześniej za bardzo nie było, trudno nam więc powiedzieć, jakie mają zwyczaje w zakresie zagrzewania miejsca u jednego właściciela.

Zdecydowanie jednak i niezaprzeczalnie musimy obecnie zrobić jedną rzecz - udać się po wycenę do wykonawcy okien (32 sztuki...chyba, bo coś nie możemy się doliczyć) i drzwi (8 sztuk).

poniedziałek, 18 września 2017

Los inwestora, czyli cała prawda o budowie.


Gdybyśmy mieli udzielić komuś rady dotyczącej budowania "się", polecilibyśmy nieszczęśnikowi zakup dobrej ulicówki, szufli metalowej oraz wiader, sporych i trwałych. Kiedyś wierzyliśmy, że najważniejszy jest przecinak, później prym wiodły widły, jednak wyzbyliśmy się złudzeń!
Miotła, szufelka i wiadro nie tylko sprawią, że poczujesz się na własnej budowie potrzebny, dadzą Ci także satysfakcję z powodu dobrze wykonanej pracy, powodując spektakularne efekty (nie zdążyliśmy tychże sfotografować, bo Mała Koza dała nam powody do ekspresowej ewakuacji z placu boju).




Jeżeli chodzi o inne aspekty inwestorskiego życia - moglibyśmy się rozpisywać, ale ktoś zrobił to wcześniej, aż nazbyt trafnie.


Jeżeli chodzi o bycie bardziej szczegółowym -  w naszym przypadku, choć papa okazała się ciężka i poskąpiliśmy na kolejne rusztowania - czego jak czego, ale dachu nie będziemy mogli się raczej czepiać.









niedziela, 17 września 2017

Odpuszczanie, czyli czego uczyliśmy się przez ostatnie osiem lat.



18 września 2009 spotkaliśmy nasz Dom po praz pierwszy.
Wydawało nam się wówczas to i owo, a wielu z tych rzeczy byliśmy nawet absolutnie pewni.
Okruch nie miał roku, Mała Koza miała ociągać się z przyjściem na świat jeszcze sześć lat i jeden dzień, a my o tym, co nas czeka nie mieliśmy tak naprawdę pojęcia - i całe szczęście - bo być może zawahalibyśmy się, zamiast dość spontanicznie podjąć jedyną słuszną decyzję o wejściu w układ ze Staruszkiem.

Później sporo się działo. Jak to w życiu. Jak to na (nie)budowie. Musieliśmy zmodyfikować plany i pogodzić się z budowlanym tornado, które uaktywnia się zwłaszcza, kiedy człowiek się na chwilkę odwróci. I w sumie, po okresie wątpliwości dryfujących czasem w okolice załamania odkryliśmy (na szczęście) - że chodzi nam tylko o to, żeby móc wyhodować dla dzieciaków przysłowiową marchewkę, mieć gdzie potańczyć ze znajomymi i nie frustrować się zimnem w mieszkaniu, w którym nie da się otworzyć okien, bo wszyscy wokół w swoich własnych piecach utylizują zbierany całe lato plastik.
To, czy szpara (między pustakami a belką o zbyt dużym przekroju) uszczelniona jest pianką montażową, z którą nie sympatyzujemy, nie ma żadnego znaczenia dla wzrostu marchwi. Trwając w tym przekonaniu cieszymy się, że uda nam się nie popsuć krajobrazu kulturowego (chociaż na pierwszy rzut oka może na to nie wyglądać), będziemy mieli własny piec i (niejedną) grządkę.

A nr 8 znowu zaczyna wyglądać jak dom.



Co prawda coś wydaje się nie grać z pewnymi drzwiami, ale raczej okaże się, że nie ma tego złego (już my się o to postaramy!).








niedziela, 10 września 2017

Dziwne dni.

Ostatni tydzień obfitował w taką ilość nagłych zwrotów akcji na wszelkich życiowych frontach, że gdyby nie pewna ilość (ratującego od postradania zmysłów) ciasta spożytego w odpowiednim towarzystwie, spotykalibyśmy się już z rodziną i znajomymi chyba tylko w Bolesławcu (za dawnych czasów powiedzielibyśmy "w Gnieźnie", ale to już nie nasz rejon...).

Ekipa od dachu udała się na "fuchę". Obyłoby się bez zgrzytów i łez, gdyby powiedzieli nam to wprost nie tylko podczas zmieniającej stan świadomości wiechy. Sytuacja zirytowała człowieka (bardzo, bardzo solidnego) od wynajmu rusztowań, gdyż jak się można domyślić te potrzebne były bardzo pilnie, tylko dowiedzieliśmy się o innym terminie pilności, gdy rusztowania mające do nas przyjechać zupełnie kiedy indziej były już na pace transportującego je samochodu.

Nie ma jednak tego złego! Wątek rusztowań jest znacznie szerszy, poprzestańmy może na tym, że wola wykorzystania tych, które miały od nas wyjechać, ale pozostały, skierowała nas ku naszemu pierwszemu wykonawcy - szczęśliwie murowanie z pustaków idzie mu zupełnie dobrze. W efekcie prace nad dachem stanęły, a młody Staruszek zyskał zupełnie zbijający z tropu wygląd ;)



Wnętrza nabierają kształtów, a my zastanawiamy się jak to zrobić, żeby urodzinowa (styczniowa) impreza Okrucha mogła odbyć się na jakimś sensownym metrażu (zgraja dziewięciolatków zajmuje sporo miejsca!).

A poza tym - drzewo mu urosło, temu domu.



poniedziałek, 4 września 2017

Wiecha.

Zaskoczeni frekwencją, ze zdemolowanymi organizmami (liczba mnoga lekko naciągana), serdecznie dziękujemy - Wam Wszystkim!