Ostatni tydzień obfitował w taką ilość nagłych zwrotów akcji na
wszelkich życiowych frontach, że gdyby nie pewna ilość (ratującego od postradania
zmysłów) ciasta spożytego w odpowiednim towarzystwie, spotykalibyśmy się
już z rodziną i znajomymi chyba tylko w Bolesławcu (za dawnych czasów
powiedzielibyśmy "w Gnieźnie", ale to już nie nasz rejon...).
Ekipa od dachu udała się na "fuchę". Obyłoby się bez zgrzytów i łez, gdyby powiedzieli nam to wprost nie tylko podczas zmieniającej stan świadomości wiechy. Sytuacja zirytowała człowieka (bardzo, bardzo solidnego) od wynajmu rusztowań, gdyż jak się można domyślić te potrzebne były bardzo pilnie, tylko dowiedzieliśmy się o innym terminie pilności, gdy rusztowania mające do nas przyjechać zupełnie kiedy indziej były już na pace transportującego je samochodu.
Nie ma jednak tego złego! Wątek rusztowań jest znacznie szerszy, poprzestańmy może na tym, że wola wykorzystania tych, które miały od nas wyjechać, ale pozostały, skierowała nas ku naszemu pierwszemu wykonawcy - szczęśliwie murowanie z pustaków idzie mu zupełnie dobrze. W efekcie prace nad dachem stanęły, a młody Staruszek zyskał zupełnie zbijający z tropu wygląd ;)
Wnętrza nabierają kształtów, a my zastanawiamy się jak to zrobić, żeby urodzinowa (styczniowa) impreza Okrucha mogła odbyć się na jakimś sensownym metrażu (zgraja dziewięciolatków zajmuje sporo miejsca!).
A poza tym - drzewo mu urosło, temu domu.
Kłopotnica zawsze sprawia kłopoty (stąd Kłopotnica), ale dom i tak stale rośnie i dojrzewa :).
OdpowiedzUsuńNo i nie ma tego złego. Niech się szczytowe mury pna do góry!
OdpowiedzUsuń