Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

niedziela, 24 września 2017

Szaro, buro i... radość.

Pogoda jaka jest, każdy widzi, jednak nie mamy czasu się nią martwić.
Przeanalizowaliśmy ostatnio nasze remontowo-budowlane położenie i okazało się, że w ciągu minionych ośmiu lat nigdy jeszcze nie byliśmy tak blisko przeprowadzki. Można by oczywiście stwierdzić, że wróciliśmy do punktu wyjścia, zdecydowanie jednak wolimy myśleć, że ów został już przekroczony - pakując się w to przedsięwzięcie mieliśmy wszak dom z szafami pełnymi cudzych butów, w tej chwili  nr 8 wygląda jak po gruntownych (wręcz radykalnych) porządkach, gotowy na remont. Hurrra!



























Zastanawiamy się tylko, którą teraz pójść drogą, a do wyboru mamy dwie.
Możemy zabić dechami co się da, wstawić kilka okien, kozę i skończyć częściowo całą masę innych rzeczy, zamieszkać w kuchni z balią na betonie i dłubać, żyjąc i pracując w oparach remontowego kurzu z dwójką dzieci.
Możemy też zabić dechami wszystko i czekać na wiosnę, dając sobie oddech, a następnie...zamieszkać w namiocie u stóp Staruszka, żyjąc i pracując w oparach remontowego kurzu  z dwójka dzieci.
Przewaga planu numer jeden nad planem numer dwa jest taka, że moglibyśmy zamienić nasze mirskie mieszkanie na środki na remont.
Przewaga planu numer dwa nad planem numer jeden jest taka, że moglibyśmy nie mieszkać w oparach remontowego kurzu zimą, co ułatwiłoby życie dzieciom (no dobra, może nam ułatwiłoby nawet bardziej).

Trzecia droga wydaje się być pójściem na manowce. Moglibyśmy przecież prowadzić prace tak, jak do tej pory, patrolując włości kilka razy dziennie, tyle, że kable już raz samoczynnie opuściły nasza posesję, będąc wcześniej zamontowanymi, i nie mamy złudzeń, że nowe także mogłyby udać się ich śladem. Rur wcześniej za bardzo nie było, trudno nam więc powiedzieć, jakie mają zwyczaje w zakresie zagrzewania miejsca u jednego właściciela.

Zdecydowanie jednak i niezaprzeczalnie musimy obecnie zrobić jedną rzecz - udać się po wycenę do wykonawcy okien (32 sztuki...chyba, bo coś nie możemy się doliczyć) i drzwi (8 sztuk).

6 komentarzy:

  1. Korzystając z doświadczenia ( wprowadzałam się z małymi dziećmi do stanu surowego we wrześniu) podpowiadam przeprowadzkę na wiosnę. Zima potrafi porządnie zatrząść życiem rodzinnym w takich warunkach. Chociaż trzeba brać pod uwagę zniknięcie wszystkich rzeczy z budowy... niestety polskie realia :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Zima ma być ostra. Trzeba to wziąć pod uwagę. Ja już siwieję na myśl o zaspach i odcięciu od świata na długie tygodnie. Dobrze, że mam już całkiem znośny Internet. Dam radę! A Wam życzę powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm... decyzja należy do Was i trudno cokolwiek podpowiadać. My żyjemy połowicznie "w kurzu budowlanym", choć nie na betonie. Można powiedzieć że mieszkanie mamy wykończone poza kilkoma drobiazgami. Zamieszkaliśmy z początkiem lata, więc było nam łatwiej znosić jakiekolwiek braki czy niedoróbki... W zimie możecie mieć baaaardzo ciężko w prowizorycznych warunkach. Matki nie wybaczają ojcom niedostatków gdy ich dzieci mogą cierpieć z tego powodu. Jeżeli jeszcze macie małe dzieci (a przecież macie) to odradzam. Jeżeli możecie przystosować sobie choć jedno pomieszczenie do prowizorycznego zamieszkania... to takie stwórzcie i będzie mógł Ł nawet nocować, jeżeli zechcecie to i wszyscy przebiwakujecie, ale nie pozbawiajcie się na zimę mieszkania w Mirsku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mnie pochłonął temat komentarza, że nie napisałem o tym że cieszymy się razem z Wami deskowaniem dachu membraną i nabitymi łatami. SUPER WIADOMOŚĆ! :)

      Usuń
  4. Ten dach "załatany" :). Ja w takim momencie czułbym sam optymizm. Pozdrawiam :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Pięć lat temu mieliśmy dach ale bez opierzenia, okna, drzwi, doprowadzoną wodę, założony kocioł i ogrzewanie podłogowe pod jastrychem. Pewnego tygodnia zorganizowaliśmy łazienkę a w następnym się wprowadziliśmy.Spaliśmy na styropianie. Na betonie żyliśmy przez dwa lata. Teraz mamy ułożone podłogi, ale na przykład pół domu jest w płytkach ale jeszcze bez fug. Fugi kładłam pod meble, bo na całość jakoś nie było czasu, były ważniejsze prace. Niby mamy już wszystko co najważniejsze. Ale np. w salonie jest koza a wkład do kominka stoi obok pod biblioteką, tu i tam wiszą jeszcze kable, rożne drobiazgi nie są skończone. Takie życie to hardkor ale bezcenny. W sumie polecam :) Czasem myślę, co my będziemy robić jak już ten dom skończymy na tip top ;)

    OdpowiedzUsuń