Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

sobota, 15 października 2011

Wygasłe wulkany i ciepło kaflowych pieców.

Pół roku gdzieś się nam zdążyło zawieruszyć, nim ponowiliśmy poszukiwania rząśnickiego (a właściwie, by być w zgodzie z mieszkańcami tegoż, kolonijnego) obejścia.

Możemy odnotować: 14.10.2011 - Rząśnik-Orzechowice.

Veni, vidi, Apfelwein.

Wizyty tego rodzaju są niezmiernie mobilizujące. Bez choćby jednego, zauważalnego gołym okiem, postępu długo nasze sumienia nie pociągną. Póki co pocieszamy się cudzym szczęściem.

Zdjęć nie ma - tak bardzo staraliśmy się nie zgubić ponownie w okolicach Wlenia, że zapomnieliśmy o spuście i migawce.

2 komentarze:

  1. O cholera. Też o zdjęciach zapomniałem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieładnie... Zdjęcia należy robić i na bloga wrzucać. Żądamy (przynajmniej) zdjęć!
    Pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń