Czy kogoś zdziwi, że jeszcze się nie przeprowadziliśmy?
Że na budowę nie przyjechał porotherm?
Że
nie staliśmy wczoraj z rozdziawionymi paszczami patrząc, jak wielka
betoniara wtacza się na nasze, nie do końca istniejące, podwórko?
No właśnie. Czasami, kiedy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pogodę.
A całe nasze szczęście w tej sytuacji polega na tym, że się nam zupełnie nie spieszy.
Jedyne pragnienie dotyczące całej akcji to przerwać ją na zimę w odpowiednim momencie.
A że z takim M., kierownikiem i takim W., wykonawcą, określenie odpowiedniego momentu jest zwyczajnie proste - w zasadzie nie możemy mieć budowlanych zmartwień.
Poza tym - spowszedniałym nam do cna - czekaniem spędziliśmy już pierwszą noc w nowym miejscu. Były (modne ostatnio w okolicy) świetliki, nowa - nieodległa - sąsiadka M. i test odległości między pewnymi sympatyzującymi ze sobą domami (w tym jednym, który tak jakby nie istnieje) w wykonaniu pewnych zacnych rowerzystów.
I żeby nie było - trochę betonu jednak się rozlało.
Jak widać, już niebawem po tych pięknych schodach będą wlekli swoje walizy pierwsi goście.
(Chyba, że wybiorą windę, także widoczną na pierwszym planie.)
Ach, więc poznaliście Marysię! A ja, dzięki Wam - jej bloga ;)
OdpowiedzUsuńŚwietliki są czaderskie, prawda? I zupełnie niezależne od dostawy prądu ;)
Ściskamy, a jakże ;)
Marysia? Blog Marysi? Dlaczego nikt mnie nie informuje?!
OdpowiedzUsuńJa wybiorę jednak (chyba) windę.
No właśnie, nie zastaliśmy Was dziś w domu, domu zresztą też nie ;-)
OdpowiedzUsuńLejcie ten beton, cobym miała co oglądać za tydzień!
OdpowiedzUsuńFajnie te strumienie betonowych fundamentów wśród tych wysepek gliniastych ziem Palestyny wyglądają;) Bardzo się podoba i wygląda, jak na prawdziwą budowę przystało.
OdpowiedzUsuń