Wczoraj wleźliśmy na Wysoką. Chyba i przypadkiem. W pogoni za grzybem i ze względu na krach logistyczny, który spotkał naszą działalność g. - ponownie okazało się, że nie ma tego złego.
Zgubiliśmy też parę uroczych, uśmiechniętych, zadbanych Niemców w zadbanym samochodzie, którzy zaskoczyli nas nieco powyżej Kotliny pytaniem o Kocioł...ale nie chcieli zjechać w dół. Zasugerowaliśmy się swoim skojarzeniem z hasłem "Kotlina", czyli ruinami Kesselschloßbaude. No i zapomnieliśmy o całej, nie tak znowu małej, wsi położonej poniżej. Wpakowaliśmy rezydentów bardzo czystego samochodu w wycieczkę w górę mapy, tak jak chcieli, tylko że góra, o którą im chodziło, była raczej w dół.
Okazuje się, że w trzy lata po przedwstępnym zakupie domu nasz plan jest zrealizowany.
Mamy wspólną pracę, górskie wycieczki na wyciągnięcie ręki i o wiele, wiele więcej, niż planowaliśmy.
Nie mamy tylko wyremontowanej chaty - ale przecież to był tylko środek do celu.
(Mamy też moralniaka - choć wycieczka w nieznane mogła się Niemcom spodobać.)
P.s. Dokumentacji fotograficznej z domniemanej Wysokiej brak - zawsze, kiedy aparat zostaje w domu, omijają go najfantastyczniejsze widoki.
U nas gonić za grzybem nie ma co, bo grzyba ni ma... ;)
OdpowiedzUsuńTo tylko wroga propaganda kontrgrzybiarzy!
UsuńNie wierzcie im!
Usuńno to zależy, kto patrzy...
UsuńNiech aparat żałuje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Też często wychodzę bez aparatu. Zawsze myślę, że idę tylko na chwilkę, a potem okazuje się, że przez tę chwilkę widzę coś pięknego, ciekawego, wartego uwagi.
OdpowiedzUsuńGratuluję Wam optymizmu i zrealizowania planu!
Ja prawie zawsze biorę aparat, a raz kiedy nie wzięłam, to spotkał mnie zachód słońca w owianym pajęczynami i porośniętym trawami lasku brzozowym. Do dziś na to wspomnienie chciałabym się zabić ;]
OdpowiedzUsuńMój aparat ukrywa się zawsze i prawie nigdy go nie mam ze sobą, kiedy by się przydał. Gratuluję realizacji planów. A chate wyremontujecie wszak kiedyś. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńIzery potrafią zaskoczyć;)
OdpowiedzUsuń