Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

czwartek, 4 lutego 2010

Pozyskujemy środki

To wszystko prawda! Wystarczy dodać jedno ogłoszenie o sprzedaży mieszkania, a telefony się urywają. Telefony od pośredników, rzecz jasna. Niektórzy wabią na posiadaniem zainteresowanego klienta, inni z kolei na kamerę panoramiczną (nie ma to jak filmować 47-metrową kanciapkę kamerą panoramiczną...cokolwiek to jest).
Wczoraj tkwiliśmy więc po uszy w procederze liftingowania lokalu, bo już dziś ktoś ma przyjść na rekonesans. Jest ciężko. Lokatorki zostawiły nam kilka wyzwań z kategorii przypalone, dziurawe, brudne, do wymiany. Dziurawy jest parkiet... Spakowały swoje pachnidła, lakiery, pomadki, cienie, tusze, szpilki, sztuczne rzęsy, zostawiły ślady tego wszystkiego wszędzie, oświadczyły, że przecież nie wzięliśmy kaucji i o co chodzi, przecież ten brud to ślady normalnego użytkowania i udały się, najpewniej w celu kontynuowania swej imprezowej przygody, w nieznanym nam, na szczęście, kierunku:)

P.s.Trochę nam żal. Kojarzy nam się ta już-prawie-nie-nasza kwatera z pierwszymi chwilami z Okruchem. A wydawało nam się, że nie zdążyliśmy się przywiązać do tych czterdziestu siedmiu metrów. Ech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz