Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

poniedziałek, 22 lutego 2010

Wysyłamy kolejne mejle. Mamy dwie odpowiedzi. Kosztorys się pod nimi ugina, ale chyba jakoś to zniesie. Napisali ludzie od kominków i Człowiek od projektu zabudowy poddasza. Z tym drugim jest poważny problem - wygląda na świetnego fachowca, jest konkretny i można się z nim dogadać. Ma wizję i misję chyba też. Nie da się ukryć, zostaliśmy jego fanclubem. Tylko on jeszcze o tym nie wie... i nasz kosztorys też nie. Nie myśleliśmy o projekcie. Napisaliśmy do kilku architektów ot tak, żeby się zorientować, czy może nie warto kogoś takiego zatrudnić. Powoli zaczyna wychodzić jednak na jaw, że adaptacja strychu to prawie budowa, więc bez projektu byłoby krucho. Formalnie krucho. Do przeprowadzenia prac na poddaszu potrzeba na dzień dobry kilku dokumencików:
-wypisu i wyrysu z miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego,
-technicznych warunków przyłączenia do sieci,
-mapy do celów projektowych,
-odrolnienia części gruntu, na której stoi budynek,
a na kolejne dzień dobry paru skromnych opracowanek:
-inwentaryzacji architektoniczno-budowlanej całego budynku,
-ekspertyza konstrukcyjnej o stanie budynku i jego elementów,
-koncepcji architektonicznej,
-projektu budowlanego.


Robi się to mało zabawne, zważywszy na fakt, że Kłopotnica podlega pod starostwo powiatowe w Lwówku Śląskim, energetykę w Lubaniu i urząd gminy w Mirsku.



Czerwony punkcik oznacza Kłopotnicę:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz