Wczoraj było jednym z tych dni (a jest ich niemało, w zasadzie inne zdarzają się sporadycznie) dla których warto było znaleźć się tu, gdzie się znajdujemy.
Mieliśmy okazję podkarmić zmysły i wiarę w powodzenie przedsięwzięcia owsianymi ciasteczkami, podziwiając postępy remontowe za miedzą.
Po południu spożyliśmy na naszej łące wykwintny posiłek w nieprzeciętnym towarzystwie, szargani podmuchami wiatru.
Oba spotkania doprowadziły nas do pewnego straceńczego wniosku.
Od początku. Jadąc do Małej Kamienicy potknęliśmy się o pastorówkę.
Kiedyś już zasugerowała nam delikatnie, że przydałby się jej mały lifting. Tym razem jednak była bardziej bezpośrednia. Zastosowała metodę na piękne oczy. Zamrugała witrażykami i roztoczyła przed nami wizję, w której udaje nam się przekonać niezliczone osoby do społecznego działania przy jej ratowaniu, w trakcie którego, w atmosferze przyjaźni i wzniosłych idei, powstaje w niej żywe muzeum tkactwa, którego tak ogromnie brakuje na tej (naszej)uświęconej przędzalniczą tradycją okolicy.
Popołudniowe spotkanie pozwoliło nam na obmyślenie kilku strategicznych planów (co sześć głów to nie jedna) przejęcia domu, co nie może być łatwe bo: właścicielka niekoniecznie chce, by ktoś dom przejął, a my nie mamy grosza przy duszy, mamy za to pewne wydatki, do których poniesienia przekonał nas swego czasu numer 8.
Ostatecznie, po przeanalizowaniu opcji tak wynaturzonych, że nie nadają się do publikacji,
przychylamy się ku odwróceniu kota ogonem.
Skoro właścicielka nie chce się wyprowadzać, a my nie chcemy się wprowadzać, a jedynie zapobiec rozpadaniu się pastorówki (czyli sprawić, by przeszła gruntowną renowację) - moglibyśmy zaproponować układ doskonały - pani mieszka, podpisuje z nami umowę na coś w rodzaju odwróconej hipoteki, dając nam jednocześnie prawo do prowadzenia remontu.
W każdym razie zostaliśmy ponownie złowieni.
I co my mamy teraz zrobić?
Albo inaczej - jak mamy to zrobić?
No to ja już tylko czekam na zdjęcie mrugającej witrażami...
OdpowiedzUsuń