Kiedy sytuacja robi się średnia, należy udać się na shopping.
Do sklepu z narzędziami oczywiście.
Nowa taczka, taka sama, jak ta, która w zeszłym roku w nieznanych okolicznościach opuściła naszą (khe, khe) posesję i piła potrafią czynić cuda.
Nie da się ukryć, że postęp nie jest jedynie wynikiem zakasania rękawów, zdobycia nowych narzędzi i konieczności odreagowania trudów współpracy z wykształconymi, odpowiedzialnymi ludźmi z życiowym doświadczeniem (ściślej rzecz ujmując z jednym przedstawicielem tego gatunku, który obiecał, że w nadchodzącym tygodniu złoży wniosek o warunki zabudowy dla projektu z przybudówką, w co niekoniecznie uwierzyliśmy).
Bezpośrednią przyczyną postępu jest wizyta.

Podczas gdy A., zwana przez niektórych babcią, zajmowała się naszym Potomkiem, my wyciągaliśmy z ziemi stare (obmierzłe) części fotela, kontynuowaliśmy operację "Złe Drzewo",

gromadziliśmy rozpanoszone po całym obejściu dachówki,

i kosiliśmy chaszcze. Przecież ciężarówki i koparki muszą mieć jak wjechać na budowę!
Drogi były dwie - przez bez albo po trupach starych śliw.
No to nie ma już rosnącego od frontu bzu. (Obsadzimy nim okolice
brzydkich rzeczy.)



Podczas prac polowych wypracowaliśmy stanowisko w sprawie D., architekta. Ucieszyliśmy się, że "takie rzeczy" miały miejsce przez zatrudnieniem budowlańców. Uwierzyliśmy także w edukacyjną moc doświadczeń.