Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

wtorek, 6 marca 2012

Miejsce polskiego designu, czyli co kryje kłopotnicka ziemia?

Tak przypuszczaliśmy, śmieciowa przygoda nie tylko trwa nieprzerwanie od dobrych dwóch lat, ale także nabiera rozmachu.

Skarb wygrzebany kilka dni temu z rowu zdążył już ulec destrukcji (niby straszno, ale szczegóły zagłady 1/48 talara są tak abstrakcyjne i życiowe jednocześnie, że w gruncie rzeczy jest nam raczej śmieszno), jednak wydzieranie kawałka ziemi pod ogródek i szopkę codziennie przynosi nowe doświadczenia.


Wykopanie jamy w tajemniczym kurhanie



oraz żmudny proceder oczyszczania ziemi pod ogródek ze szkła, folii i mnóstwa pordzewiałego żelastwa



pozwalają na dokonywanie coraz to nowych odkryć.

Ostatnio (poza wyżej wymienionymi) wydobywamy głównie kamienie milowe polskiego designu.







Skoro już o śmieciach mowa - doświadczyliśmy czegoś tak odległego nam kulturowo, jak postępowanie D., architekta. Otóż ktoś (dowodów nie mamy, ale wczoraj przebywała w okolicy numeru 8 ekipa zajmująca się wymianą słupów pod elektrykę, nie wykazująca się nadmierną schludnością) raczył porzucić na naszym terenie opakowanie po słoneczniku, a także umieścić w naszym rowie pusty słoik po żywności zakupionej w znanym dyskoncie spożywczym.
O tym, że rozjechali nam świeżo wykopany rów, nawet nie wspomnimy.
Cóż nam pozostało - posprzątaliśmy.

Ordnung muß sein!

10 komentarzy:

  1. "raczył porzucić na naszym terenie opakowanie po słoneczniku, a także umieścić w naszym rowie pusty słoik po żywności zakupionej w znanym dyskoncie spożywczym". I po co wam kamery? Żaden szczegół nie umknie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, chcielibyśmy być jedynymi kreatorami wyglądu własnego obejścia. (Trzymanie taczki w bloku też nie jest jakieś wyjątkowo fantastyczne.)


      Niemniej jednak kamery nam raczej tego nie zagwarantują.

      Usuń
    2. my mamy na balkonie szpadle i stojak od niwelatora :)
      artefakty z późnego Gierka :)

      Usuń
  2. Po prostu znaleźli zastosowanie dla marnującego się potencjału Waszego rowu ;-)
    A o "skarbach", jakie ja wykopywałam na swojej działce, nie będę się rozpisywać... choć trafiały się nawet perełki ;-))
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  3. "Gastronomia " do kuchni; jak znalazł. No bo znalazł...

    OdpowiedzUsuń
  4. A my trzymamy w rozwalonej stodole, gdzie drzwi się łatwo otwiera pełno narzędzi, w tym drabinę i taczkę, są tam również nowe kaloryfery ( poprzedni właściciel miał świetny pomysł, żeby w stodole, która w większej części grozi zawaleniem podłączyć centralne) i na szczęście nic złego się nie działo. Kamery są, ale nie podłączone, taka atrapa chyba odstrasza złodzieja.

    OdpowiedzUsuń
  5. A my tak już 12 lat. Co kopniemy, to wykopujemy dizajn nie tylko polski. Wątpię czy zdołamy ukończyć te wykopaliska za naszego żywota, bo teren spory, a co jakiś czas marzy nam się jak nie większy warzywnik, to domek dla drobiu, albo stajenka i kopać trzeba. Pozdrawiam odkrywców

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedyś goniłem kolesia, który wywalił przy naszej drodze reklamówkę ze śmieciami po żarciu. Widziałem, jak wyrzucał przez okno. Chciałem mu to spowrotem wsypać przez okno do auta. Niestety uciekł mi na skrzyżowaniu. Niestety, bo by się działo :P

    OdpowiedzUsuń
  7. "... żmudny proceder oczyszczania ziemi pod ogródek ze szkła, folii i mnóstwa pordzewiałego żelastwa ..."
    Niestety, znam to z autopsji. Za każdym razem, gdziekolwiek idę, do obory, stodoły czy starej chaty zbieram po drodze stare stylonowe sznurki, szkło, rozmemłaną folię po nawozach i jakąś cieńszą, żelaziane blaszki... końca tego nie widać, po każdym deszczu wyłaziły nowe "znaleziska", ba, teraz ziemia zmrożona a blask bije po oczach, bo promienie słońca odbijają się w nowych, wynurzających się z czeluści ziemi, szkiełkach. Gdzie nie grzebniemy łopatą - śmietnik, tj. słoiki, butelki, puszki, żelastwo.
    Skarbów się nie dokopaliśmy, choć ostatnio znalazłam w sadzie pocisk karabinowy (niemiecki), po zimie wylazł z ziemi.

    My na odludziu, poza wsią, póki co nic nie ginie.
    Chcielibyśmy jednak żyć na Mazurach bez płotów, kamer i monitoringu, po prostu wolni.
    Nie zazdroszczę korowodów urzędowych.
    Pozdrawiam - jolanda

    OdpowiedzUsuń
  8. Mimo słonecznikowej poszlaki, zapewniam, że Waszego obejścia nie zbeszcześcił Corso, znany skądinąd z upodobania do chrupania. Alibi niepodważalne - jak zawsze... miał dyżur. I.

    OdpowiedzUsuń