Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom. Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.
środa, 18 maja 2011
Zbawienne skutki inwestycji.
Taczka okazała się strzałem w dziesiątkę. Nie dość, że przestaliśmy nosić gruz garściami i siano źdźbło po źdźble, to jeszcze Potomek czynnie jął angażować się w remont.
kurcze, że też dzieci zawsze garną się do pomocy, potem bywa trudniej :-) a ja... jak chciałam zawsze tacie w jakichś majsterkowych sprawach pomóc to krzyczał do razu do mamy "Weź ją stąd!!!" :-))))
z taka pomocą remont pójdzie raz,dwa:)
OdpowiedzUsuńto może S.S. zostanie w przyszłości specem w tej materii;)? taczka może odmienić los wielu ludzi, hehe:)
OdpowiedzUsuńkurcze, że też dzieci zawsze garną się do pomocy, potem bywa trudniej :-) a ja... jak chciałam zawsze tacie w jakichś majsterkowych sprawach pomóc to krzyczał do razu do mamy "Weź ją stąd!!!" :-))))
OdpowiedzUsuńa za kilka lat (no może kilkanaście) powie jakiejś dziewczynie: "własnymi rękami budowałem ten dom!" ;-)
OdpowiedzUsuńDobra taczka to podstawa.Ja lubię takie skrzypiące.Wtedy moi panowie wychodzą z domu i...muszą pomagać
OdpowiedzUsuńPiękna taczka! Taka nowiutka i niepoobijana. I lekka. Chyba też poczynimy inwestycję... Bo nasza wygląda jak pra,pra,pra babcia Waszej taczki:-)))
OdpowiedzUsuń