Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

czwartek, 6 stycznia 2011

Pytania egzystencjalne, czyli jakie stężenie coca-coli w organizmie jest niezbędne, żeby nie zwariować na wieść o odwilży.

Tak sobie gramy w Carcassonne i słuchamy. Za oknem wieje, w radio wieszczą odwilż, a my staramy się myśleć o tych rozszerzeniach gry, które nabyliśmy w celu wyposażenia naszego prywatnego domu kultury w atrakcje turystyczne.

Obiecany mejl z resztkami koncepcji nie nadszedł.
Rok temu w ogóle nie braliśmy pod uwagę projektu. Ten dodatkowy, wielotysięczny wydatek spadł na nas w lutym. Od tamtej pory chyba nic nie robi już na nas wrażenia. W ciągu roku wściekłość i rozczarowanie na wieść o kolejnych remonciarskich atrakcjach stopniowo przestały występować. Zostało nam już tylko "aha", wypowiadane z lekkim powątpiewaniem i silne przeświadczenie o tym, że ironia losu nam sprzyja, a każdy zakręt wiedzie ku coraz dłuższym odcinkom prostej(czasem tylko wypada utknąć w zaspie, tak dla przyzwoitości, żeby utrzymać narodowy standard wielbiciela porażek).

Z refleksji natury ogólnej nasuwa się nam też na myśl przedziwny objaw rewitalizacji numeru 8 - totalny brak zainteresowania wystrojem wnętrz. Jedyne, co przyszło nam do głowy w tej sprawie, to użycie belek z naszego drogiego szachulca do budowy mebli (gdyby się nie nadawały do wspierania konstrukcji). Jakoś trzeba było osłodzić sobie wiadomość o koniecznej rozbiórce.
No dobra, jeszcze jedno - duży stół - do gry w Carcassone z rozszerzeniami, oczywiście.

Żeby uzupełnić powyższy bałagan, zdjęcia z zupełnie z innej beczki, czyli sposób nr dwa na remonciarską depresję - bieganie po Kłopotnicy i podziwianie jej uroków, żeby sobie udowodnić, że się jest jak najbardziej rozsądnym, no bo jak można nie mieszkać w takim miejscu, no jak?






I jeszcze o śniegu - stopnieje nam we wnętrzach, nie ma się co czarować.
Tylko co z tego, skoro podłogi zasmakowały jakiejś pleśni po tym, jak przez kilkadziesiąt lat wątpliwa jakość dachu nikogo nie wzruszała?

Dobra wiadomość w sprawie odwilży jest taka, że nic nie szkodzi, bo:


Projekt przewiduje dokonanie gruntownej sanacji budynku, co wiąże się z koniecznością wykonania następujących prac:

-Częściowa i całkowita rozbiórka niektórych ścian,
-Całkowita rozbiórka pokrycia dachowego,
-Całkowita rozbiórka drewnianych stropów,
-Częściowa wymiana innych elementów konstrukcyjnych ścian i więźby dachowej,
-Całkowity demontaż okien i drzwi,
-Wykonanie nowych ścian wewnętrznych murowanych
[...]
-Osuszenie i odgrzybienie odsłoniętych murowanych ścian przez okres miesięcy wiosennych i letnich



Prawa do powyższego tekstu posiada D., architekt, a lista robót sanacyjnych jest oczywiście dużo dłuższa.

Za to będziemy mieli 79,17 m2 powierzchni użytkowej w naszym kłopotnickim mieszkanku - cóż za awans społeczny!

6 komentarzy:

  1. Ło matko i córko!Podziwiam Was w dwójnasób!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dacie rade! Ja tez tak mialam i dalam rade! Ech, wszystko da sie zrobic, nie ma rzeczy niemozliwych! Coz, trzeba sie jakos pocieszac. A na mysl o odwilzy cierpnie mi skora i boje sie jechac i zobaczyc, bo obok chalupy plynie rzeczka...
    A te kapliczki cudowne, roztkliwiajace!
    No i wlasnie tu nasuwa sie pytanie: jak mozna nie mieszkac w takim miejscu!!!
    Bo jesli o mnie by chodzilo, to nie zamienilabym tego Waszego miejsca na zadne inne! Dacie rade ze wszystkim!

    OdpowiedzUsuń
  3. Heh! Nam też mówili, żeby rozbierać, ale nie uwierzyliśmy. A bunt przeciw proszeniu się urzędasów o pozwolenie na wydanie WŁASNYCH pieniędzy we WŁASNYM domu na WŁASNEJ ziemi jest tak wielki, że zgłosiliśmy jedynie "remont po ścianach nośnych"... i sobie "rzeźbimy" po swojemu. Specjalistom od budownictwa z humanistycznym znawstwem mówimy: "JAK SIĘ NIE DA, JAK SIĘ DA?!"

    Poradzicie!

    P.S.
    Wy w Kłopotnicy, my w Kosztowej. Cholernie optymistycznie się te nasze końce świata nazywają... Heh

    OdpowiedzUsuń
  4. Może pomoże coca-cola z rumem, a tak poważnie - to chyba nie spłynie od razu cały śnieg, nocami przymrozi, a jakby nawet, to marcowe słońce i wiatr suszą najlepiej. Czy ten architekt aby nie doktoryzował się tym projektem, czasami te dywagacje nijak nie mają się do rzeczywistego stanu, przecież będziecie ratować, co się da, co trzeba - do wymiany w ostateczności, a nie - od razu - rozburzyć, to najłatwiej. A Amelia10 - jak borykała się z przeróżnymi problemami? Dała radę. Wy też podołacie, podziwiam wszystkich, którzy obrali wcale nielekki
    kierunek w życiu,i wyjdzie dobrze, zobaczycie. Może nie za rok, ale trochę póżniej, nie traćcie ducha
    pozdrawiam serdecznie i ciepło Maria z Pogórza Przemyskiego

    OdpowiedzUsuń
  5. my też kotłujemy się z remontem chałupy w sąsiedniej wiosce-Przecznicy
    dacie radę :)!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dopiero teraz zauważyłem te "podpowiedzi" z tego co Wam sugerują to widzę standart czyli rozebrać co się da i stawiac od nowa. Moim zdaniem nie o to chodzi! Trzeba zinwentaryzować stan aktualny i dokonywac radykalnych zmian w ostateczności! Uwierzcie, że naprawdę wiele elementów da się odzyskać i uratować. Przebudowa może zatracić charakter domu! Pewnie , że trzeba wspierać się fachową współpracą, ale moim zdaniem da się odnaleźć tą trzecią drogę, która pozwoli odnowic dom zachowując jego charakter i pozwolic wyposażyc go we współczesne dobra. Głowa do góry! Wasz dom, wasze pomysły (wasze pieniądze!) wasz wybór. Pozdrawiam z nad Kwisy!

    OdpowiedzUsuń