Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

czwartek, 20 stycznia 2011

DLW, czyli licencjonowana dolnośląskość.

Jedzie sobie człowiek do "starego szpitala", bo już wie, gdzie to jest, więc bardziej nieco pewny siebie. Wchodzi do mieszczącego się tam urzędu i spodziewa się Bóg wie czego, czyli raczej niczego z domieszką konieczności powtórzenia wizyty, skoro wcześniej trzeba było pół Polski po jeden papier...
...i w dziesięć minut załatwia dla swojej furmanki małoojczyźniany paszport tymczasowy, dumnie niosąc ku reszcie stada lśniące blachy z pięknym, czarnym DLW z przodu. Uśmiech, życzliwość, profesjonalizm. (Co nie znaczy, że to była ostatnia wizyta w tej sprawie - trzeba jeszcze zdać stare PZ i dowód tymczasowy zamienić na coś bardziej stałego.)

Cieszymy się jak dzieci. Czy sesja fotograficzna nowej rejestracji samochodowej to przesada?

5 komentarzy:

  1. wcale nie przesada!:) Cieszę się z Wami:)

    OdpowiedzUsuń
  2. I nawet M jak Mirsk macie w rejestracji. Buraki sie pomylili w urzedzie i napisali wam na tablicy do góry nogami ale co tam.

    OdpowiedzUsuń
  3. hehe!
    witamy w klubie DLWowców ;D
    czy sesja to przesada? hmm..
    ja dostałam mmsa z nowymi (cieplutkimi jeszcze) tablicami tuż po wyjściu G. z urzędu ;)
    (nadal go mam w telefonie)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam już oficjalnie na dolnośląskiej ziemi :)

    OdpowiedzUsuń
  5. jako dolnoślązaczka również witam i pozdrawiam z Kotliny Kłodzkiej :)

    OdpowiedzUsuń