Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

środa, 29 lutego 2012

Ponieważ mży, pracę rozpoczęliśmy dziś o szóstej, by chwilę po czternastej móc kopać rów.
Było ekstra.

Serio, serio.

(Nie, nie wiemy, dlaczego kopiemy zawsze wśród jakiegoś atmosferycznego opadu.)

Zasieki.

Robimy numerowi 8 być może ostatnie zimowe zdjęcia w jego dotychczasowej inkarnacji.



Zanim jednak nadejdzie czas rozbiórki, który miał zależeć głównie od stanu finansów, a zależy głównie od nie wiadomo czego, postanowiliśmy coś zrobić.

Za radą Przemka i zgodnie z własną intuicją, w ramach poprawiania sobie samopoczucia, stawiamy w tym sezonie remontowym na koparkę. Załatwi za nas (przynajmniej częściowo) liczne sprawy
-likwidację szamba, które mieści obecnie spore kępy traw i parasol ogrodowy(?!),
-likwidację tajemniczej hałdy (stawiamy na resztki z pieca) i przeniesienie jej zawartości do dziury po szambie,
-wyżłobienie płytkiego, prostokątnego krateru pod parking (kto był u nas wiosną, ten wie, że jedyne co można zrobić tam z samochodem, to sprawdzać czy nadaje się na amfibię),w którym umieścimy gruz zalegający obecnie na piętrze.


Posadzimy kwiatki.

Zadbamy o zaplecze kulinarne (sałata, poziomki...).

Zajmiemy się też ogrodzeniem (od frontu, poza murkiem, planujemy nasadzenie różowiejących latem zasiek* (zwą się rosa canina, czy jakoś tak).


Skonstruujemy szopę, w której przechowamy materiał porozbiórkowy.

Będziemy wytrwale ciułali na odbudowę!

I jeszcze grusza nam się marzy i ujarzmienie wichrów miotających domem.

No, to się rozentuzjazmowaliśmy.



--
*Drodzy Rabusie, nie znaczy to wcale, że nową taczkę, której nadal nie mamy, schowamy w obejściu licząc na skuteczność ogrodzenia.

niedziela, 26 lutego 2012

Już są.



(W nocy spadł śnieg - to to samo podwórko, które wczoraj kwitło śmieciem.)

Przedwiośnie, czyli krajobraz po bitwie.

Śmieci...(Temat rzeka!) zaczęły przemieszczać się w kierunku domu.





Z okazji inauguracji sezonu remontowego wykonaliśmy niezbędne prace melioracyjne.



Czosnek, który pomógł nam poznać sąsiada*, kiełkuje.



A stodoła nadal przejawia autodestrukcyjne zachowania.
Zaczęła od próby pozbycia się własnych wrót.



--
*Podczas gdy sadziliśmy czosnek zapytano nas, czy poszukujemy robaków na ryby.
Odpowiedzieliśmy wymijająco.

piątek, 24 lutego 2012

Niczego już nie napiszemy...

na temat czekania na pozwolenie aż do dnia, w którym zobaczymy je na własne oczy.
Telefon do starostwa przyniósł może nie oczekiwany, ale spodziewany rezultat.

Zatem - cicho sza! (Tak, tak, wieczorami - zamiast spożywania coli i chipsów - oglądamy najsłabiej zagrany polski serial o agroturystyce, kwintesencję sztuki szczęścia.)



A za oknami widać nowy sezon.

sobota, 18 lutego 2012

Czekamy na sygnał.

Że sobie tak pozwolimy zacytować.

Jakoś tak nie dzwoniliśmy ostatnio do D., architekta, do powiatowego wydziału AiB też nie zadzwoniliśmy. Dlatego właśnie nie wiemy, czy zostaliśmy obdarzeni przez los pozwoleniem na budowę.
Damy się wykazać wyżej wymienionym, którzy deklarowali przekazanie nam informacji.

Póki co zdążyliśmy wielokrotnie przerazić się faktem, że w końcu będzie trzeba zacząć budować, bo zabraknie nam wymówki!

czwartek, 16 lutego 2012

Znajdź trzy różnice.

Moglibyśmy napisać, że wczoraj dostaliśmy pozwolenie na budowę, ale nie wiemy, czy dostaliśmy...podejrzewamy nawet, że jak zwykle - nie dostaliśmy.

Sprawa staje się jednak dość błaha w porównaniu z tym:



Gdzie jest ORZEŁ?!

(Nawiasem mówiąc brakuje sokoła, ale zacytowaliśmy Potomka, który zauważył niedobór ptactwa na ratuszowej wieży.)

czwartek, 9 lutego 2012

Tryumf Procedury.

Ze względu na tryumf Procedury następuje (jak zwykle) zmiana planów, a co za tym idzie, zamiana dokumentów w powiatowym Wydziale AiB. No cóż, skoro nie można dostać warunków na dodatkowe cztery metry długości domu od ręki, trzeba dostać pozwolenie na dom bez przybudówki. W przybudówce będzie się mieściła kotłownia,a na przybudówce - taras. Ale - to dla gości. Czyli etap budowy numer dwa, odległy o lata świetlne od naszych najśmielszych wyobrażeń o jakichkolwiek terminach.
Kiedy przyjdzie czas, zdążymy (raczej) doczekać się warunków dla tych kilku odrolnionych metrów ziemi, na których zbudujemy zaakceptowaną (już) przez konserwatora przybudówkę.

Sorry - 1:0 dla D., architekta szanowna Proceduro!

I co?

Sami chcielibyśmy wiedzieć.

piątek, 3 lutego 2012

U.

Pani U.
Pani U. jest urzędowym architektem.
Od Pani U. zależy decyzja.
W poniedziałek D., architekt, będzie rozmawiał z Panią U.

Trochę nUdne.

Jedziemy więc do Przecznicy spotkać kogoś miłego.
Stacjonuje tam Pani B., od której (na szczęscie!) zależy los naszej firmowej papierkologii.(W domyśle - ogarnianie stanu potencjalnych środków na dom.)

czwartek, 2 lutego 2012

Weltschmerz inwestora.

Jest tak - albo mamy do czynienia z klasycznym przypadkiem spychologii, albo, w co wolimy wierzyć, wszystkiemu winne są przepisy, albo nie wiadomo o chodzi.

W przypadku pierwszej opcji - w tej rundzie warunków nie będzie, a co za tym idzie, pozwolenia na budowę też nie.

W przypadku drugiej opcji - w tej rundzie warunków nie będzie, a co za tym idzie, pozwolenia na budowę też nie.

W przypadku trzeciej opcji - nie wiadomo o co chodzi, co nie zmienia faktu, że w tej rundzie warunków nie będzie, a co za tym idzie, pozwolenia na budowę też nie.

Chyba że od naszej porannej wizyty w Urzędzie Gminy pani P. zmieniła zdanie, sprzeniewierzyła się przepisom i posłuchała D., architekta, który miał do niej dzwonić w samo południe.

Brzmi jak western? Chcieliśmy Dziki Zachód, to go mamy.

Pitu, pitu już było - przejdźmy do faktów.

Staliśmy prze biurkiem pani P. z Potomkiem (i jego planem na pożarcie dźwiganego właśnie ze sklepu chleba z dżemem, co skutkowało pewną niecierpliwością unoszącą się w powietrzu) i cieszyliśmy się, że przyłapana została przez nas na wykonywaniu telefonu w sprawie naszej budowy. Rozmowa nie brzmiała obiecująco. Wszczęcie procedury od nowa wynika stąd, że poprzednie warunki były wydane dla zmiany sposobu użytkowania bez zwiększenia obrysu budynku i nie trzeba było robić jakiejś-tam rzeczy, którą trzeba zrobić ze względu na to, że według nowej wizji dom będzie stał tam, gdzie stoi, i jeszcze trochę dalej.

Pani P. obiecała, że teraz to potrwa miesiąc z hakiem (dodajmy do tego 60 oczekiwania na pozwolenie oraz dwa tygodnie na uprawomocnienie - czyli może latem...ale to już było!). Zwaliła poprzednie półroczne oczekiwanie na panią architekt, z którą urząd już nie współpracuje. Powiedziała, że nowa pani architekt bardzo szybko zajmie się sprawą i że przepisy się zmieniły, i nie będzie trzeba czekać, aż wszyscy odpiszą, a jedynie - aż nie odpiszą.

Wniosek? Chleb z dżemem jest dobry na wszystko.

Z OSTATNIEJ CHWILI...
D., architekt, nie mógł dodzwonić się dziś do pani P. Ma plan awaryjny. Ha!
Kolejna akcja podbramkowa jutro.