Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

czwartek, 18 marca 2010

Permanentny niedoczas. (Notatka bardzo nieuczesana.)

Akt podpisany. Ostatecznie więc nie mamy dokąd wracać - zostają tylko perspektywy w malowniczej ruderze. I kredens, który musimy ewakuować i gdzieś przechować do czasu desantu na Neusorge. Próba rozłożenia go na części pierwsze mogła skończyć się dlań tragicznie. (Wiemy, próbowaliśmy.) Chciała go pani rzeczoznawczyni z banku (który udzielił kredytu nowym właścicielom naszego ekslokalu) ale jakoś się nie odezwała...więc nadal należy do nas i żerującego na nim stada korników(musimy je zgładzić niezastąpionym Xirolem, tylko kiedy? kiedy?).
Reasumując: najgorsze w przeprowadzkach są wyprowadzki.
Dziś kolejna urzędowa ekskursja. Do skarbówki, ma się rozumieć...powinniśmy dostać jakieś ulgi podatkowe za lojalność wobec machiny państwowej.
Architekt nie pisze. A my byśmy już za kielnie chwytali.
I co z jabłonkami i śliwami? Czymś się je bieli na wiosnę? Wapnem? Widzieliśmy worki czegoś białego pod stodołą.To to, czy nie to? I jak się to przycina? I te wierzby nieposadzone...I jak tego dokonać zdalnie z Poznania?
No tak, jeszcze odra-świnka-różyczka, PIT, sprawa o wątpliwie wątpliwym moralnie zabarwieniu...
"Wy tu macie niezły burdel" jakby podsumował klasyk. Inny mógłby dodać coś o Jesieni średniowiecza...

2 komentarze:

  1. Nie mogę się nadziwić! nie mogę przestać się zachwycać tym wirtualnym miejscem, a rzeczywiste to zapewne zaparło by mi dech w piersi. Moimi bohaterami są tacy ludzie jak WY. Nie wiem czy kiedyś będzie mnie stać na tak radykalna i odważną decyzję. Marze o takiej sile , żeby z dnia na dzień podjąć decyzję o kupnie domu w Bieszczadach, Beskidach, na wsi, na odludziu - kupić remontować, zacząć prowadzić tam warsztaty plastyczne. Póki co - oboje z mężem robimy to co lubimy, co jest naszą pasją. Staramy się robić to jak najlepiej, jak najowocniej. Ale z pensji nauczyciela i muzealnika nie dalibyśmy rady na razie wyłuskać niczego. Nie wyobrażam sobie życia poza Polską, ale nasze Państwo daje małe szanse na spełnianie marzeń, które mogłyby pomóc też innym - np. dzieciom, które moglibyśmy uczyć na warsztatach i zajęciach. Więc póki co robimy to pokątnie, po godzinach pracy, jak tylko się da, albo przemycamy to do pracy.

    Rozpisałam się. Podziwiam Was całym sercem! Magda z niedalekiego Śląska

    OdpowiedzUsuń
  2. To jeszcze kilka lat zajmie, ale kiedy już będziemy mieli zupełnie fantastyczną salę w stodole, odezwiemy się w sprawie zlecenia na poprowadzenie warsztatów u nas:)
    I trzymam kciuki za decyzję. Nadejdzie pewnie nieoczekiwanie. Naszą planowaliśmy za jakieś dziesięć lat:)

    OdpowiedzUsuń