Mieliśmy sen. Dokładnie połowa z nas go miała, a druga - zapoznała się z treścią o poranku.
Był to sen o uładzonych pagórkach, których, jak w wierszu, jest chyba ze czterdzieści. O ich zniknięciu czyli. O tym, że już ich nie ma. Nareszcie.
Ale są.
Poza tym w kwestii budowy wrócił nam stan pewnego zobojętnienia (aka cierpliwości albo odwrotnie).
Znów jest jak na nie-budowie. Czyli ekstra. Noł stres i te bajery. Wczasy. Wieczne wczasy.
I tak zazdroszczę i chyba będę zmierzać w podobnym kierunku, tylko ze zwierzyną ;)
OdpowiedzUsuń