Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

piątek, 28 marca 2014

Po uszy w papierach.

Czas płynie nieubłaganie. Wśród zupełnie nie naszych kóz, bardzo ważnych przejażdżek do Jeleniej po spienione PCV, godzin spędzanych przed komputerem na tak niepomiernie bezsensownych czynnościach, że aż szkoda pisać.Nie płynie natomiast już na dzwonieniu do D., architekta, w celu nabycia od niego drogą kupna dwóch dodatkowych kopii projektu, gdyż po jego entuzjastycznej reakcji nastąpiło...tradycyjne nieodbieranie telefonu przez wiele, wiele kolejnych dni.
Jak zwykle okazało się, że na układy nie ma rady i po znajomości ksero A3 się znajdzie (dziękujemy), żeby jakoś te papierowe płachty skopiować. Dla M., kierownika i dla W.&R., wykonawców, którzy pełni zaanagazowania chcą sobie w domowym zaciszu pokontemplować i zaplanować naszą nie-budowę. Obietnice D., architekta, bez (jak się okazało i co nas jakoś niekoniecznie zaskoczyło - pokrycia) sprawiają, że wizja sielankowej budowy wśród uśmiechów, kompromisów i ogólnej kultury osobistej ziści się w nieco mniej wyidealizowanej wersji.

Zatem - sortujemy i usiłujemy się nie pomylić.



Na ogarnięcie domu przed budową został nam jakiś miesiąc. Oo.
Dobrze, że karnawał (nieco) ucichł.

2 komentarze:

  1. Cieszę się że niebawem ruszacie. Papierologia za Wami, za nami również... można teraz kulturalnie zanurzyć się w chmurze budowlanego kurzu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yeah! Zróbmy to!
      (To był udawany entuzjazm, jako że przyzwyczajenie to NIEbudowy stało się już naszą którąś tam naturą. Ale zrobimy to, zrobimy to siłą rozpędu.Niech kurz lekkim (Wam i nam) będzie!)

      Usuń