Od pewnego czasu (będą już ze cztery lata) usiłujemy zobaczyć krokusy w Górzyńcu.
Trzecie podejście zaowocowało sukcesem i toną kamieni zebranych przez Okrucha.
Są? Są! W imponującej ilości.
I w pełnej krasie.
***
Z kolei wieczorem doświadczyliśmy wielopokoleniowego, plenerowego obserwowanie załamywania się pogody. W Przecznicy.
Na zdjęciu reprezentantka najmłodszego pokolenia, (nie nasza) wnuczka Oliwka.
Marzę o krokusowych polanach...
OdpowiedzUsuńpieknie! a Okruch wie , co dobre i już nie taki okruchowaty skoro kamole targa:)
OdpowiedzUsuńOch... nie chcę Wam odbierać przyjemności, ale kiedyś widziałam w Górzyńcu ŁANY, kobierce z krokusów...
OdpowiedzUsuńAle i tak pięknie ;) a wczorajszych wagarów bardzo Wam zazdrościmy ;-))
Zazdraszczam. Ja tylko Wąwóz Myśliborski z Absorberami odwiedziłam i to nie daleko, bo Młoda ma bunt i wszystko ją wpienia :)
OdpowiedzUsuńnooo, a już myślałam, że są MITYCZNE:-)
OdpowiedzUsuńwidziałam je tylko w postaci liści, kiedyś.