Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

niedziela, 23 marca 2014

O wytrwałości nagrodzonej sukcesem.


Od pewnego czasu (będą już ze cztery lata) usiłujemy zobaczyć krokusy w Górzyńcu.


Trzecie podejście zaowocowało sukcesem i toną kamieni zebranych przez Okrucha.













































Są? Są! W imponującej ilości.






























I w pełnej krasie.


***
Z kolei wieczorem doświadczyliśmy wielopokoleniowego, plenerowego obserwowanie załamywania się pogody. W Przecznicy.

Na zdjęciu reprezentantka najmłodszego pokolenia, (nie nasza) wnuczka Oliwka.

5 komentarzy:

  1. Marzę o krokusowych polanach...

    OdpowiedzUsuń
  2. pieknie! a Okruch wie , co dobre i już nie taki okruchowaty skoro kamole targa:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Och... nie chcę Wam odbierać przyjemności, ale kiedyś widziałam w Górzyńcu ŁANY, kobierce z krokusów...
    Ale i tak pięknie ;) a wczorajszych wagarów bardzo Wam zazdrościmy ;-))

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazdraszczam. Ja tylko Wąwóz Myśliborski z Absorberami odwiedziłam i to nie daleko, bo Młoda ma bunt i wszystko ją wpienia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. nooo, a już myślałam, że są MITYCZNE:-)
    widziałam je tylko w postaci liści, kiedyś.

    OdpowiedzUsuń