Utraciwszy, w poprzednich sezonach remontowych (drogą kradzieży) dwie taczki, poszliśmy po rozum do głowy i zamiast nabywać trzecią drogą kupna...postanowiliśmy się nie bać i - pożyczyć. Zajechaliśmy pod pewien dom, zwinęliśmy sprzęt, zapakowaliśmy do naszej ciężarówki i w ciągu dwóch śródpracowych godzin zakończyliśmy (no, prawie) sprawę sterty i tarasu.
PiM-dziękujemy!
Heh, jak spojrzałam na pierwsze zdjęcie, to wypisz-wymaluj nasza maździoszka (tak samo brudna i bez felg, no i te relingi...) i już leciałam sprawdzić stan naszych narzędzi ;-)) ale przecież nie zawiesiliśmy jeszcze takiej tabliczki z psem - bo nie ma na czym.
OdpowiedzUsuńJakby co, to też mamy taczkę ;-)
Zaczynam się zastanawiać czy na całym pogórzu jest tylko jedna taczka? Ale przecież Ziły piszą że były dwie... może ta druga jest u Inkwizycji? :D
OdpowiedzUsuńJa pożyczam od sąsiadów z Fersztla!
OdpowiedzUsuń