Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

piątek, 29 kwietnia 2011

(Dwie) ładne rzeczy!

Rzecz numer jeden.
Wraz z wiosną do obejścia wkraczają zwodnicze upiększacze rzeczywistości:



Rzecz numer dwa.
Pewien Oddział Taniej Siły Roboczej udzielił nam wsparcia w formie literackiej:

czwartek, 28 kwietnia 2011

Jak to ugryźć?

Po pierwsze okazało się, że geodeci, którzy podjęli się oznaczenia granic naszej działki, też remontują stary dom.

Po drugie rozpoczęliśmy walkę z ogrodzeniem ("w jakim celu przykręca się płot do drzewek owocowych drutem kolczastym?" - niech pozostanie pytaniem retorycznym).

Po trzecie - jak TO ugryźć?

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Motto ;)

Cegła to chleb. Cegła to dom. Cegła to raj na ziemi.

Eduard Kirchberger vel Karel Fabian

(cyt. za Gottland, Mariusz Szczygieł)

Zamiast zaangażować się w urzeczywistnianie tej formuły usiłowaliśmy wczoraj wleźć na Gajową (vel Sępią Górę).



A następnie, w drodze ku naszym włościom, skręciliśmy ku Kotlinie. Co za miejsce!

W sprawie remontu - wznawiamy akcję "dom". Akcja "obejście", wobec bujnej roślinności i zbliżającego się terminu otrzymania pozwolenia na budowę (w końcu to już teoretycznie tylko pół roku) zostaje zawieszona (no, prawie - jeszcze tylko teksańska masakra czarnego bzu wrastającego w dom i likwidacja starego płotu).

sobota, 9 kwietnia 2011

Wizytacja.

Spektakularnie, bo znienacka, dopadli nas dzisiaj ludzie chcący się, najpewniej, pocieszyć cudzym nieszczęściem;)



Postępy na dzisiaj: brak. Za to było miło!

P.s.Przypadkiem nakryliśmy także pewnego człowieka, z mniej więcej sąsiedniej wsi, na działaniach remontowych, oczywiście.

Szału nie ma.

Jak dziennik, to dziennik.
Wczoraj.
Przyjechaliśmy. Lewie udało nam się otworzyć wgniatane podmuchami wiatru w linię karoserii drzwi samochodu. Ustaliśmy na nogach przyginani do gruntu potężnym zefirkiem kilka chwil, dokończyliśmy wykopywanie jednej takiej i... w te pędy do Mirska. W nogi czyli. Kapitulacja.

czwartek, 7 kwietnia 2011

Kultura agrarna i bardzo ważne uzupełnienie.

Raczej nie myślimy o tym, jak urządzimy jadalnię. Nie roztkliwiamy się nad armaturą łazienkową. Nie przychodzi nam do głowy zerkanie ku wzorom glazury.

Nie chodzi o to, że uważamy dywagacje na powyższy temat za czcze marnowanie czasu. Najpewniej to reakcja obronna, chroniąca nas przed utratą zmysłów w długim oczekiwaniu na docelowy własny, przytulny kąt. Jakieś kwaśne winogrona, czy coś.

No dobra, coś tam czasem przyjdzie nam do głowy. Meble z części domu, które nie będą się już nadawały do podtrzymywania konstrukcji. Olejna ultramaryna.

Są to jednak wyskoki epizodyczne.

Co innego zielsko.

Zaczęliśmy wspominać z rzadka o urządzaniu ogrodu. Z pewnością zostawiamy stare drzewka owocowe, które w pewnym opisie naszej posiadłości nazwano "nie przedstawiającymi większej wartości". Zdecydowanie trafiają w nasz gust (być może i on nie przedstawia większej wartości, nie mniej jednak na szczęście nie musi nas to w tym wypadku interesować).

Zostają spore krzaki bzu, który powoli zabiera się już za kwitnienie.



Żonkile i rdzawe lilie uzupełnimy malwami i piwoniami.
Maksimum koloru w pozornie nieuczesanym stylu angielskim



A część działki porośnięta przez łąkę taką pozostanie.



Z resztą nawet, gdybyśmy mieli inne poglądy na podjęty temat...niektórzy samą swą aparycją skutecznie zniechęcają do ingerowania w ich biotop:





P.s.Motyl, który towarzyszył Marii Czubaszek w ex-łazience żyje!
Zupełnie zapomnieliśmy o tym wspomnieć.

Szkoda tylko, że tynk, na którym dosypiał, nie chce odpadać ze ściany.
Czas wydobyć Fat Maxa z odmętów skrzynki z narzędziami.

środa, 6 kwietnia 2011

Uwaga! Policja!

Od rana, poza tym, że mapy z Neusorge rzucały się na nas jak szalone, wchodziły drzwiami i oknami, i wywoływały wyrzuty sumienia ze względu na nasze odstępowanie od obowiązków zawodowych, myśleliśmy o tym, że najwyższy czas udać się na posterunek i wyciągnąć zaświadczenie o zgłoszeniu włamania, w celu ofiarowania go energetyce, której mienie (licznik) zniszczono w czasie ostatniego rabunkowego epizodu.

Poza tym kiedyś przyda nam się możliwość podłączenia w domu prądu...mamy nadzieję, że niebawem (niebawem, czyli wczesną jesienią, kiedy otrzymamy pozwolenie na budowę.)

Dzień mijał, zwizytowaliśmy gryfowski plac zabaw,przy okazji niemal pakując się pod koła wyjątkowego samochodu pewnej pary (Riannon, jechałaś wczoraj 30stką w kierunku Jeleniej?).

Ostatecznie udaliśmy się ku włościom, by zrobić cokolwiek, podziwiając brak eksmitowanych poprzedniego dnia śmieci.



Jeżeli Stasio zaśnie nam w samochodzie, wykonujemy roboty na skraju ogrodzonej (no, powiedzmy) części działki, by mieć dziecię na oku, kiedy otworzy oczęta . Z resztą, prawda jest taka, że wystarczy wkroczyć na nasz teren, by zacząć potykać się o rzeczy do zrobienia. No więc potknęliśmy się o niezliczone ilości roztrzaskanych dachówek oraz śliwy - samosiejki. Kiedy tak radośnie grabiliśmy i kopaliśmy, na drodze prowadzącej od szosy wzdłuż naszej działki zatrzymał się młody rowerzysta, na oko tutejszy. I stał. Podjeżdżał ku nam coraz bliżej...i stał. I stał. I...ciekawe, co powie w domu - kiedy tak czaił się u progu, zajechał do nas najprawdziwszy radiowóz (wywołaliśmy wilka z lasu; sprawcy złapani, gorzej z mieniem) i spłoszył jegomościa.
A numer 8? Godnie pozował do policyjnej sesji.

wtorek, 5 kwietnia 2011

Grom z jasnego nieba, czyli dobra wiadomość.

Siedzi człowiek tak jakby w pracy, patrzy, a za oknem pogoda taka remontowa...ale siedzi dalej.
Aż tu przypadkiem mu się zalogowało na prywatne konto mejlowe. Fanfary otrąbiły nową wiadomość. Od W., który zupełnie przy okazji przesłał nam dwa bardzo smakowite linki.
Taki i taki.



Aż trudno nam było odnaleźć numer 8 wśród tej gęstej zabudowy...

To wszystkie komunikaty na dziś. W końcu jesteśmy w pracy.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Rozprawiamy się z brudną rzeczywistością.

Trudno nam w to uwierzyć, ale pani P. była na stanowisku! Powiedziała, że w przyszłym tygodniu wyśle warunki D., architektowi. Przezornie zadzwoniliśmy doń i rzekliśmy, że jeżeli warunki nań nie zstąpią, to niechaj da nam znać - zainterweniujemy.


Z nieco bardziej spektakularnych akcji - nasze włości opuścił kolejny (prawie przepełniony) kontener:




Nastąpiło to niemalże w rocznicę pozbycia się pierwszej tony śmieci:




Panowie od kontenera tradycyjnie nie mogli się nadziwić, po co nam ten dom. Zauważyli także, że za zakrętem z całą pewnością znajduje się tabliczka z napisem "koniec świata".

Za kilka lat przyjadą po dwie reklamóweczki codziennych odpadów i sami zobaczą!

Inne poniedziałkowe zwycięstwa:
-zanieśliśmy aktualizację wpisu do ewidencji działalności gospodarczej (bite sześć kartek totalnego bezsensu),
-złożyliśmy błagalny list o kolejny podatek od gruntu i nieruchomości (tym razem do sąsiedniej gminy).

Notujemy te imponujące zdarzenia natury urzędowej, by po latach przeczytać, ile papierzysk wypełniliśmy (wszystko z myślą o numerze 8) i popaść w jakiś miły samozachwyt.

niedziela, 3 kwietnia 2011

Chorzy na remont.

Mamy nowego stróża:



Poza tym, w kategorii "konkrety tygodnia", należy wymienić:

- znalezienie odpowiednich (sympatycznych, komunikatywnych) geodetów, którzy usługę w zakresie oznaczenia granicy działki uzupełniają szeregiem niezwykle interesujących opowieści,

-zatrudnienie rzetelnej i sympatycznej pani O., dzięki której będziemy mieli czas na tak zwaną budowę,

-wykonanie telefonu do pana K., który przybędzie w poniedziałek, by oswobodzić nasze obejście z góóóóóry śmieci,

-finalizujące się rozstanie z trudnymi księgowymi przy jednoczesnym wejściu w konszachty z cudowną pani B., która ogarniając nasze nieudolne próby okiełznania papierów z całą pewnością sprawi, że czasu na tak zwaną budowę nam przybędzie.


W kategorii "prawie jak konkret" umieszczamy brak pani P. na stanowisku. Będzie w poniedziałek. Jakby to ująć...już to kiedyś słyszeliśmy.


W kategorii bliskie spotkania trzeciego stopnia notujemy:

-uścisk dłoni fenomenalnej, dynamicznej prezes Partnerstwa Izerskiego (nie da się ukryć, właściwy człowiek na właściwym miejscu),

-ściągnięcie ku numerowi 8 kilku osób chorych na remont, które generując przemiłą atmosferę towarzyszyły nam w paleniu gałęzi, szumnie nazwanym "ogniskiem":