Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

sobota, 9 kwietnia 2011

Szału nie ma.

Jak dziennik, to dziennik.
Wczoraj.
Przyjechaliśmy. Lewie udało nam się otworzyć wgniatane podmuchami wiatru w linię karoserii drzwi samochodu. Ustaliśmy na nogach przyginani do gruntu potężnym zefirkiem kilka chwil, dokończyliśmy wykopywanie jednej takiej i... w te pędy do Mirska. W nogi czyli. Kapitulacja.

4 komentarze:

  1. Istotnie, wiało tu wczoraj, jak nie przymierzając, w kieleckim za rogiem :-) Z tego powodu i ja zrobiłam sobie dzień lenia, ale dziś nie ma podstaw, aby się opierniczać :-) Na pewno jutro przeczytamy, co fajnego zrobiliście :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak wieje, to można w środku. Całą stajnie wysprzątaliśmy! :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Riannon, dzisiaj też nas wywiało;)

    Przemek, idea jest doskonała...ale zagrzybiała, waląca się chata (jeszcze) nie jest środowiskiem sprzyjającym ogarnianiu wszędobylskiego Potomka. A na roboty zawsze jeździmy we trójkę:)

    OdpowiedzUsuń
  4. A, no, tak. Ja mam inną perspektywę.

    OdpowiedzUsuń