Jesteśmy...w Poznaniu. W poniedziałek nasz uroczy samochód zapakowany po brzegi kartonami zabrał na swój pokład jedynie kierowcę. Ów odwiedził urząd skarbowy (pan M. zapowiedział NIP na dzisiaj), wyładował kartony w miejscu docelowym,pojechał do Kłopotnicy, gdzie ktoś, kto zrobił zamach na kupę gruzu, odpuścił sobie wkraczanie do domu (dziękujemy). Oględziny wykazały, poza wizytą kogoś, kto nie był listonoszem, nadszarpnięcie konstrukcji patykowo-foliowej chroniącej przed zalaniem wykop.
Następnie samochód z właścicielem wrócił po kilka rzeczy osobistych i resztę rodziny, by wtorek spędzić na wyciąganiu niezbędnych do życia i pracy rzeczy z licznych piwnic w co najmniej dwóch miejscowościach.
Wiekopomna chwila, niepierwszy nocleg w nienowym miejscu, nastąpi już dziś.
W tymczasowym miejscu docelowym nie będziemy się nudzić. Już najbliższy weekend zapowiada się obiecująco:
A to ci klops ;) może następnym razem sie uda :)
OdpowiedzUsuńTych ulicznych teatrów strasznie zazdroszczę! Proszę iść i zdać relację ze zdjęciami;]
OdpowiedzUsuńekhm ;)Ja swego czasu dwa bloki dalej przeprowadzałam się dwa tygodnie - więc jak dla mnie jesteście zabójczo szybcy :) Nowe miejsce wita Was jak widać od razu imprezowo :D
OdpowiedzUsuńBędziemy tam i my... Pozdrowienia zasyłamy :)
OdpowiedzUsuńNo, Kochani... samozaparcia Wam zazdroszę, organizacji również - tempo godne podziwu... a pomyślcie, jak teraz będzie luksusowo - rzut beretem i na swoim! Tylko szczerze współczuję tych niezapowiedzianych wizyt, nie-listonoszy.... ale może i tą samowolkę amatorów cudzej własności uda się ukrócić, skoro będziecie bliżej. oby!
OdpowiedzUsuńWytrwałości i cierpliwości w rozpakowywaniu.Z doswiaczenia wiem,że to mozolne zajęcie.
OdpowiedzUsuń