Przyjrzeliśmy się rowowi. Pomachaliśmy nad nim kosą. Wypuściliśmy z domy motyle.
Obejrzeliśmy stodołę. Sprawdziliśmy, czy wynalazek do uprawiania kłusownictwa na jagodach ma się dobrze.
Poczuliśmy się jak w domu.
Wróciliśmy do miasta. Zerknęliśmy, ku niezadowoleniu Potomka, na pewną orkiestrę i ku zaciekawieniu tegoż, rzuciliśmy okiem na Klinikę Lalek.
W międzyczasie nas oświeciło, wpadliśmy na pomysł, urodziła się nam kolejna koncepcja (zupełnie nie architektoniczna). Spojrzeliśmy na nią z boku, ręce nam opadły, po czym oczywiście przystąpiliśmy do jej realizacji.
Zakopani po uszy w fakturach czaimy się na przygotowywanie domu do zimy. Drugiej już, podczas której będziemy mieli dom na sumieniu. Na szczęście tym razem na wyciągnięcie ręki, więc nawet przepali się tam od czasu do czasu. Zawsze coś!
Byle do przodu!:)
OdpowiedzUsuńI jak wrażenia z Wolimierza?
OdpowiedzUsuńProsimy o przerwanie milczenia ;) ;) ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, ze trafiłam na waszego bloga. Nie dość, że nasz nowy-stary dom jest w okolicy waszego, to my też jesteśmy z Poznania ;) ileż to pokrewnych dusz chodzi po świecie człowiek zdaje sobie sprawę dopiero wpadając na "daleko od szosy"
OdpowiedzUsuń