Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

niedziela, 19 maja 2013

Kosztorys.

Było o relaksie, a teraz będzie o jego braku. A może wcale niezupełnie?

Podczas nicnierobienia myślimy jednak odrobinę nad tak zwaną (nie)budową. Odrobinę konkretnie.
Jak powszechnie wiadomo - nie znamy się na budowaniu. Nie mamy także wielkiego pojęcia o finansowaniu budowania, poza tym (oczywiście!), że w tym kontekście znane jest nam dobrze słówko "dużo". No i (oczywiście!) nie bardzo wiemy, od czego zacząć, poza wstępem formalnym (kierownik budowy-dziennik budowy-nadzór budowlany-tablica informacyjna-geodeta) i poza tym, że już w sumie zaczęliśmy, bo jak by nie patrzeć mamy ziemię (a nawet jakieś mury) oraz projekt, a nawet pozwolenie na tę tam przebudowę z rozbudową.

Czy człowiek, który przejawia świadomość braku wiedzy na zadany wyżej temat nie powinien przypadkiem znaleźć jakiegoś innego człowieka, który z grubsza orientuje się w zawiłościach budów?

Naszej opinii na ten temat, wypracowanej jakieś trzy lata temu w wyniku postępowania po omacku i  licznych zbiegów okoliczności, łatwo się domyślić - mamy wszak wspomniany (wałkowany i męczony) tutaj wielokrotnie projekt.

Czy raz wstąpiwszy na drogę legalizmu i (naszym, choć często niepopularnym zdaniem) rozsądku nie warto podążać nią dalej? Czy udanie się do fachowca po kosztorys mogłoby sprawić, że skutecznie odechce nam się zabawy w dom? Czy byłaby to bezsensowna strata czasu i wyrzucanie pieniędzy w błoto? A może uchroniłoby  nas to przed błąkaniem się wśród sum rzucanych nam pod nogi przez mitycznych fachowców? Może dałoby nam to pogląd, pewność, możliwość dobrego zaplanowania etapów (nie)budowy? Może myślenie o forsie, keszu, hajsie w tym kontekście stałoby się jedną z bardziej relaksujących czynności w trakcie tego, co nas czeka?

Czy się zdecydujemy?
Otóż - decyzja jest z grubsza podjęta.
Jaka? Naszym zdaniem najlepsza, trochę spontaniczna, nieco wyważona, chwilę dyskutowana.
Klamka jednak (jeszcze) nie zapadła.

22 komentarze:

  1. wow? tekst wielce intrygujący!!!!! jakieś konkrety? pilny obserwator z Gruzji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładne zdjęcia można w tej Gruzji zrobić;)

      Usuń
  2. Nazwał bym tę sytuację "kłopotnica". Ale nie ułatwię Wam tej sytuacji ani też nie utrudnię konkretnym komentarzem. Ja cieszę się wiosną. Wy pewnie też:). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są rzeczy (nazwy), które zobowiązują.

      Wiosna też zobowiązuje :)

      Usuń
  3. Ta, kosztorys to byłoby coś, jak mawiała pradawna Morla z "Niekończącej się opowieści".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłoby. Tryb przypuszczający jest taki relaksujący:)

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Znaczy się "hurra" i do przodu? Ostatnio mamy właśnie pewne problemy z "hurrra" ;)

      Usuń
  5. Zdjęcia u Ciebie takie piękne,podziwiam i pozdrawiam z Dobrych Czasów.Jola

    OdpowiedzUsuń
  6. Ziły, przecież kosztorys jeszcze nie zobowiązuje... z całą pewnością warto od niego zacząć i trochę poplanować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Wygląda na to, że hasło "nie zobowiązuje" jakoś bardzo nam się ostatnio podoba...może nawet trochę za bardzo:)

      Usuń
  7. a ja chyba odpuściłbym sobie kosztorys i zainwestował w d o b r e g o inspektora nadzoru bodowlanego [g]
    ps-w wakacje mogę Wam takowy sporządzić w ramach praktyki zawodowej :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. A obok mnie taki ładny domek stoi (jeszcze). Jak mniemam za 1/10 tego kosztorysu można by go wyodnowić w kosmos. I jakich miałbym Sąsiadów przez rzeczkę... ech...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oooo świetny pomysł!...a my chętnie "zaopiekujemy się" kłopotnicką działką :)

      Usuń
    2. Niezmiernie tani ten remont w takim razie. Chyba się zdecydujemy ;)

      Usuń
  9. Dobrych, wyważonych decyzji życzę; dobry inspektor ważny, czasami powstrzyma rozbujałe zapędy fachowców i dopilnuje, coby było dobrze; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Szczerze mówiąc też bym zainwestowała raczej w inspektora nadzoru z prawdziwego zdarzenia... kosztorys można zrobić "spod grubego palca", a inspektor pociągnie całą budowę i nad kosztami zapanuje.
    Wiem, wiem... dobrze radzić stojąc z boku, więc się nie wymądrzam, tylko wiernie (i życzliwie) kibicuję ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. G., Inkwizycjo, nad nadzorem, każem możliwem, też się oczywiście głowimy:)
      (Nie pogardzimy numerami telefonów do różnych takich:))

      Usuń
  11. Ja nie mając bladego pojecia ani o budowie, ani tym bardziej o kasie... kierowałam sie jedynie intuicją, myśląc, że ta mnie nie zawiedzie. Zawiodła, niestety, wiec nie polecam. Kosztorys tak... choc ja gdybym ów miała... pewnie uciekłabym... gdzie pieprz rośnie, kierownik budowy... tak, oczywiscie, konieczny... ja swego wziełam odrobinkę za pózno...a potem, niestety... długo lizałam budowlane rany i wyłam do księzyca!
    W sumie i to i to potrzebne!



    OdpowiedzUsuń
  12. kerownik budowy poczebny i kosztorys inwestorski, tak po mojemu, żeby się w kosztach zorientować. Ale ja się na szczęście nie buduję, to nie służę konkretami. Tylko tak bym zrobiła, jakbyco.

    OdpowiedzUsuń
  13. Właśnie kończę budowę domu z bala. Kosztorys sobie a życie i tak sobie. Jak sami nie podzwonicie i nie zaplanujecie to żaden fachowiec za was tego dobrze nie zrobi....no, chyba że dysponujecie garnkiem złota. Sukces zależy od ilości wykonanych telefonów. Ceny za usługi na naszym rynku różnią się bardzo, a drożej nie zawsze znaczy lepiej ( dla przykładu stan surowy naszego - oferty mieliśmy od 25000 do 200000zł). Trzeba wziąć sprawę w swoje ręce i pytać, pytać aż w końcu wiedza przyjdzie sama. No i wszystko zależy od podejścia - budowa to przygoda życia! Powodzenia i wytrwałości życzę!

    OdpowiedzUsuń