Było o relaksie, a teraz będzie o jego braku. A może wcale niezupełnie?
Podczas nicnierobienia myślimy jednak odrobinę nad tak zwaną (nie)budową. Odrobinę konkretnie.
Jak powszechnie wiadomo - nie znamy się na budowaniu. Nie mamy także wielkiego pojęcia o finansowaniu budowania, poza tym (oczywiście!), że w tym kontekście znane jest nam dobrze słówko "dużo". No i (oczywiście!) nie bardzo wiemy, od czego zacząć, poza wstępem formalnym (kierownik budowy-dziennik budowy-nadzór budowlany-tablica informacyjna-geodeta) i poza tym, że już w sumie zaczęliśmy, bo jak by nie patrzeć mamy ziemię (a nawet jakieś mury) oraz projekt, a nawet pozwolenie na tę tam przebudowę z rozbudową.
Czy człowiek, który przejawia świadomość braku wiedzy na zadany wyżej temat nie powinien przypadkiem znaleźć jakiegoś innego człowieka, który z grubsza orientuje się w zawiłościach budów?
Naszej opinii na ten temat, wypracowanej jakieś trzy lata temu w wyniku postępowania po omacku i licznych zbiegów okoliczności, łatwo się domyślić - mamy wszak wspomniany (wałkowany i męczony) tutaj wielokrotnie projekt.
Czy raz wstąpiwszy na drogę legalizmu i (naszym, choć często niepopularnym zdaniem) rozsądku nie warto podążać nią dalej? Czy udanie się do fachowca po kosztorys mogłoby sprawić, że skutecznie odechce nam się zabawy w dom? Czy byłaby to bezsensowna strata czasu i wyrzucanie pieniędzy w błoto? A może uchroniłoby nas to przed błąkaniem się wśród sum rzucanych nam pod nogi przez mitycznych fachowców? Może dałoby nam to pogląd, pewność, możliwość dobrego zaplanowania etapów (nie)budowy? Może myślenie o forsie, keszu, hajsie w tym kontekście stałoby się jedną z bardziej relaksujących czynności w trakcie tego, co nas czeka?
Czy się zdecydujemy?
Otóż - decyzja jest z grubsza podjęta.
Jaka? Naszym zdaniem najlepsza, trochę spontaniczna, nieco wyważona, chwilę dyskutowana.
Klamka jednak (jeszcze) nie zapadła.
wow? tekst wielce intrygujący!!!!! jakieś konkrety? pilny obserwator z Gruzji...
OdpowiedzUsuńŁadne zdjęcia można w tej Gruzji zrobić;)
UsuńNazwał bym tę sytuację "kłopotnica". Ale nie ułatwię Wam tej sytuacji ani też nie utrudnię konkretnym komentarzem. Ja cieszę się wiosną. Wy pewnie też:). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSą rzeczy (nazwy), które zobowiązują.
UsuńWiosna też zobowiązuje :)
Ta, kosztorys to byłoby coś, jak mawiała pradawna Morla z "Niekończącej się opowieści".
OdpowiedzUsuńByłoby. Tryb przypuszczający jest taki relaksujący:)
UsuńI...do przodu!!!!:)
OdpowiedzUsuńZnaczy się "hurra" i do przodu? Ostatnio mamy właśnie pewne problemy z "hurrra" ;)
UsuńZdjęcia u Ciebie takie piękne,podziwiam i pozdrawiam z Dobrych Czasów.Jola
OdpowiedzUsuńZiły, przecież kosztorys jeszcze nie zobowiązuje... z całą pewnością warto od niego zacząć i trochę poplanować :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Wygląda na to, że hasło "nie zobowiązuje" jakoś bardzo nam się ostatnio podoba...może nawet trochę za bardzo:)
Usuńa ja chyba odpuściłbym sobie kosztorys i zainwestował w d o b r e g o inspektora nadzoru bodowlanego [g]
OdpowiedzUsuńps-w wakacje mogę Wam takowy sporządzić w ramach praktyki zawodowej :-)
A obok mnie taki ładny domek stoi (jeszcze). Jak mniemam za 1/10 tego kosztorysu można by go wyodnowić w kosmos. I jakich miałbym Sąsiadów przez rzeczkę... ech...
OdpowiedzUsuńoooo świetny pomysł!...a my chętnie "zaopiekujemy się" kłopotnicką działką :)
UsuńNiezmiernie tani ten remont w takim razie. Chyba się zdecydujemy ;)
UsuńDobrych, wyważonych decyzji życzę; dobry inspektor ważny, czasami powstrzyma rozbujałe zapędy fachowców i dopilnuje, coby było dobrze; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTe życzenia bardzo nam się przydadzą.
UsuńSzczerze mówiąc też bym zainwestowała raczej w inspektora nadzoru z prawdziwego zdarzenia... kosztorys można zrobić "spod grubego palca", a inspektor pociągnie całą budowę i nad kosztami zapanuje.
OdpowiedzUsuńWiem, wiem... dobrze radzić stojąc z boku, więc się nie wymądrzam, tylko wiernie (i życzliwie) kibicuję ;-)
G., Inkwizycjo, nad nadzorem, każem możliwem, też się oczywiście głowimy:)
Usuń(Nie pogardzimy numerami telefonów do różnych takich:))
Ja nie mając bladego pojecia ani o budowie, ani tym bardziej o kasie... kierowałam sie jedynie intuicją, myśląc, że ta mnie nie zawiedzie. Zawiodła, niestety, wiec nie polecam. Kosztorys tak... choc ja gdybym ów miała... pewnie uciekłabym... gdzie pieprz rośnie, kierownik budowy... tak, oczywiscie, konieczny... ja swego wziełam odrobinkę za pózno...a potem, niestety... długo lizałam budowlane rany i wyłam do księzyca!
OdpowiedzUsuńW sumie i to i to potrzebne!
kerownik budowy poczebny i kosztorys inwestorski, tak po mojemu, żeby się w kosztach zorientować. Ale ja się na szczęście nie buduję, to nie służę konkretami. Tylko tak bym zrobiła, jakbyco.
OdpowiedzUsuńWłaśnie kończę budowę domu z bala. Kosztorys sobie a życie i tak sobie. Jak sami nie podzwonicie i nie zaplanujecie to żaden fachowiec za was tego dobrze nie zrobi....no, chyba że dysponujecie garnkiem złota. Sukces zależy od ilości wykonanych telefonów. Ceny za usługi na naszym rynku różnią się bardzo, a drożej nie zawsze znaczy lepiej ( dla przykładu stan surowy naszego - oferty mieliśmy od 25000 do 200000zł). Trzeba wziąć sprawę w swoje ręce i pytać, pytać aż w końcu wiedza przyjdzie sama. No i wszystko zależy od podejścia - budowa to przygoda życia! Powodzenia i wytrwałości życzę!
OdpowiedzUsuń