Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

poniedziałek, 8 października 2012

Tajemnica znikających jabłek.

Podczas minionej wizytu A., babci Okrucha, poszwendaliśmy się nieco w okolicach Wyrwaka.





 Zrobiliśmy rundkę wokół Tłoczyny, przekonując się naocznie, że ani się obejrzymy, a spadnie śnieg.



Poszliśmy żółtym szlakiem, prowadzącym pod górę, wzdłuż Ciemnego Wądołu, 

 by następnie skręcić w szeroką, wygodną... szosę (!) ku Wolframowemu Źródełku.

Nagle okazało się, że jest już niedziela i że jedyne sensowne połączenie kolejowe z Poznaniem to nieśmiertelny skład o wszystko mówiącej nazwie "Kamieńczyk", który wczoraj wydawał się  zaczynać bieg niekoniecznie w Szklarskiej.

Udaliśmy się więc do Jeleniej i z powrotem, przez Kłopotnicę oczywiście (bo blisko i ładnie).

W drodze powrotnej okazało się, że nie tylko blisko, nie tylko ładnie, ale też przezornie.

Tajemnicze przystrzyżenie naszej pierwszej białej, parkowej róży i znikanie jabłek w niewyjaśnionych okolicznościach przestało być nagle tajemnicze i niewyjaśnione.

Krowy sąsiada skubały z namaszczeniem źdźbła wszystkiego, co podeszło im pod chrapy, nie gardząc także czerwonymi już, zimowymi owocami jabłoni.

Zrobiło nam się średnio, pojechaliśmy więc do właściciela niesfornych panien na(zwanych przez tego pierwszego dosadniej i zupełnie nieładnie) i oszczekani przez trzy całkiem spore burki na całkiem grubych łańcuchach poprosiliśmy o zabranie stada z naszych włości.

Bycie miłym popłaca.

Posiadanie ogrodzenia też. Prawdopodobnie.
(Może uda się nam przekonać o tym w przyszłym roku.)


13 komentarzy:

  1. Takie same tajemnicze istoty nie z tej ziemi pałaszowały nasz skromny ogród na początku naszej wiejskiej przygody. My przyjeżdżaliśmy na łikend ciesząc się na pyszne rzodkiewki i sałaty, bujne zioła... A czekały nas ogryzione badyle i puste rzędy po sałatach. Alicja, właścicielka krowy, dziś przyjaciółka domu, cierpiała z przerażenia, bojąc się reakcji "miastowych", a Mećka jej ciągle uciekała. W końcu postawiliśmy płot.

    Wiem, jak to jest, gdy zwierzęta wejdą w szkodę komuś. W tym roku moje owce sforsowały ogrodzenie i pożarły niezły kawał pszenicznego pola sąsiadów. Nie wiem kiedy, bo ich doglądam często. Ale dały radę. Wkurzeni sąsiedzi musieli jeszcze pomóc mi w przegnaniu panienek, bo one nie miały ochoty zejść z pola. Nasze zacne psy pasterskie i zaganiające nie cieszą się wielką estymą ani nie wzbudzają należnego rasie respektu u zdziczałych wełnistych. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm...może powinniście edukować stado (i psy)?
      Baranek Shaun...yyy, to może akurat zły przykład...ale Świnka Babe byłaby niczego sobie!

      Usuń
  2. Oj, coś mi się wydaje, że każdy właściciel obejścia bez płotu z krowim problemem się spotkał. Mnie któregoś dnia obudził... tabun koni, które zwagarowały ze stadniny i obrały sobie mój maleńki domek za miejsce postoju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać, znowu nie mamy najgorzej!
      Co za życie ;)

      Usuń
  3. Czy to nie one częstowały się onegdaj Waszą sałatą? Musiały zasmakować w Waszych plonach ;-)
    Ściskam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może rzeczywiście powinniśmy odebrać te incydenty jako komplement! :)

      Usuń
  4. To może jak one Wasze jabłka , to Wy ich mleko? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Od niedawna jestem jedną z "tych"..remontuję starą chatę.. Wam czytam i podziwiam od dawna, miło się czyta;)
    Sama zaczęłam pisać, zapraszam w wolnej chwili, jeśli takowa w ogóle nadejdzie;))
    Pozdrawiam z Dworku pod jesionem!

    OdpowiedzUsuń
  6. W kwestii płota, to śmiało możecie zapytanie ofertowe do nas złożyć :)Będzie mogli całą zimę rozważać naszą ofertę (tzn. głównie Przemka, ja mogę "wykończeniówkę" zrobić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżby plotki o tym, co robimy, kiedy nie remontujemy, były nadal rozpowszechniane? ;)

      Usuń
  7. Czesc. Ja, wlasciwie my, od dawna czytamy co tam u Was sie dzieje choc brakowalo nam smialosci zeby sie odezwac. No wlasnie czy istnieje mozliwosc spotkac sie z Wami aby porozmawiac o zmaganiu sie z urzedami, urzednikami i innymi tej kategorii i nie tylko? Jetesmy w podobnej sutuacji. Tylko jak sie skontaktowac? Nie wiem czy mozna tu jakos napisac wiadomosc prywatna? Jesli oczywiscie melibyscie takie zyczenie?
    Pozdrawiam, ewa

    OdpowiedzUsuń