Namówiwszy B. na przyjazd, zapakowaliśmy ją do samochodu i wywieźliśmy do lasu.
Szliśmy i szliśmy,
a następnie zajęliśmy się marznięciem na szczycie i omawianiem trudniej sytuacji populacji cietrzewia w kontekście istnienia kolei gondolowej na zboczach (a konkretniej jednym zboczu) Stogu.Szliśmy i szliśmy,
Ewidentnie było stamtąd widać czekające na nas w piekarniku ciasto. No to wróciliśmy.
a nie spotkaliście po drodze Uczestnika? Wczoraj właził na Stóg.
OdpowiedzUsuńNiestety nie! Z pewnością nakłanialibyśmy go do rozpoznania zawartości piekarnika.
UsuńNo jak to tak - zapakować do auta i wywieźć do lasu?! Tak mafia robi!
OdpowiedzUsuńA patrząc na zdjęcia przypomniało mi się, jak dreptała szosą spod Stogu moja córunia w wieku lat 3 - czyli staszkowym - pośpiesznie, bo obiad w sanatorium w Świeradowie czekał. Chyba taka karma, że czeka tam coś spożywczego ;-)
Ściskam
Tego się nie robi Rudej! Nie wstawia się takich zdjęć, jak Ruda nie może w Izery jechać!!!!!!
OdpowiedzUsuńA czemu nie może?
UsuńFajna nowa odsłona bloga i wycieczka też. Jakie to ciasto było? ;-)
OdpowiedzUsuńCiasto mało bałaganiące, czyli eksperymentalna, jednomiskowa szarlotka.
Usuńdzięki za wizytę na blogu,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
-Zakurzona-
;)
Przeczytałam kilka wcześniejszych notek i jestem zachwycona Twoimi dowcipnymi wpisami i historią (nie)budowy. Serdecznie pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńP.S. Czy ja dobrze trafiłam - jesteś Ewa-bakteria ?
Niedobrze;)
UsuńAle dziękujemy za miłe słowa:)