Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

niedziela, 14 października 2012

Nie taki Wysoki Grzbiet, na jaki wygląda.

Namówiwszy B. na przyjazd, zapakowaliśmy ją do samochodu i wywieźliśmy do lasu.



Szliśmy i szliśmy,
a następnie zajęliśmy się marznięciem na szczycie i omawianiem trudniej sytuacji populacji cietrzewia w kontekście istnienia kolei gondolowej na zboczach (a konkretniej jednym zboczu) Stogu.

Ewidentnie było stamtąd widać czekające na nas w piekarniku ciasto. No to wróciliśmy.

10 komentarzy:

  1. a nie spotkaliście po drodze Uczestnika? Wczoraj właził na Stóg.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie! Z pewnością nakłanialibyśmy go do rozpoznania zawartości piekarnika.

      Usuń
  2. No jak to tak - zapakować do auta i wywieźć do lasu?! Tak mafia robi!
    A patrząc na zdjęcia przypomniało mi się, jak dreptała szosą spod Stogu moja córunia w wieku lat 3 - czyli staszkowym - pośpiesznie, bo obiad w sanatorium w Świeradowie czekał. Chyba taka karma, że czeka tam coś spożywczego ;-)
    Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  3. Tego się nie robi Rudej! Nie wstawia się takich zdjęć, jak Ruda nie może w Izery jechać!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajna nowa odsłona bloga i wycieczka też. Jakie to ciasto było? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciasto mało bałaganiące, czyli eksperymentalna, jednomiskowa szarlotka.

      Usuń
  5. dzięki za wizytę na blogu,
    pozdrawiam serdecznie
    -Zakurzona-
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam kilka wcześniejszych notek i jestem zachwycona Twoimi dowcipnymi wpisami i historią (nie)budowy. Serdecznie pozdrawiam !
    P.S. Czy ja dobrze trafiłam - jesteś Ewa-bakteria ?

    OdpowiedzUsuń