Okazało się ostatecznie (choć w sumie jeszcze nieostatecznie), że kij działa lepiej od marchewki (o ile brak kontynuowania tak zwanej "współpracy" jest rzeczywiście kijem, bo może chodziło o szansę na dalszą "współpracę", czyli jednak o marchewkę). Szkoda, cóż jednak zrobić, wygląda na to, że działanie pod presją jest rzeczą bardziej ludzką, niż działanie z własnej woli czy z powodu danego słowa.
Wspieraliśmy wykonawców przypominającymi o tykającym zegarze telefonami i wizytami na placu boju. Niestety, nie zdążyli poprawić wszystkiego - może dlatego, że wczoraj w południe żywej duszy na budowie nie było, a zjawiła się dopiero po telefonie pod tytułem "no nie jest zrobione jeszcze", choć była przekonana, że zrobione jest.
Wynik dzisiejszego rekonesansu sprawił, że musieliśmy się okazać konsekwentni, chociaż może nie aż tak do bólu, jak wyobrażaliśmy to sobie wcześniej, bo jednak sporo (i na dodatek dobrze) było poprawione. Po kolejnym "no nie jest to jeszcze zrobione" i dającym nadzieję acz stanowczym "jaką ma pan wobec tego dla nas propozycję?", dowiedzieliśmy się, że w poniedziałek poprawią do końca. Poniedziałek nie jest jednak minionym czwartkiem. Może zdążą poprawić, zanim my zdążymy przekonać się do innej ekipy? Poinformowawszy lojalnie W., wykonawcę, że wobec tego będziemy się rozglądać za kimś innym, pełni mieszanych uczuć, rozpoczynamy poszukiwania.
A taka była fajna budowa... robiło się, kiedy chciało, bez ciśnienia, bez przypieprzania.. jak się chciało i umiało. Szczerze polecam - z własnego ciężko przepłaconego doświadczenia - niech skończą w poniedziałek i spieprzają na drzewo. Powodzenia w szukaniu. S.
OdpowiedzUsuń